W r. 1900 pewien rosyjski pisarz Włodzimierz Sołowjow napisał utwór który
zatytułował: "Krótka opowieść o Antychryście". Tekst jest rzeczywiście
dość krótki i kto chętny może go przeczytać w całości:
pda.comuf.com/pdf/Solowiow%20-%20Krotka%20opowiesc%20o%20Antychryscie.pdf
Można powiedzieć, że jest to pewnego rodzaju wizja prorocza człowieka
który już wtedy potrafił dostrzec na jakie manowce może człowieka
sprowadzić jego pycha.
Oto Antychryst otrzymuje na uniwersytecie w Tybindze honorowy tytuł
doktora teologii - jest przecież wybitnym biblistą. Sołowjow w ten
sposób nie neguje potrzeby naukowego wykładu Biblii - chce ostrzec przed
błędnymi drogami jakie grożą temu kto podejmuje sie analizy tekstów
biblijnych ufny tylko i wyłącznie w swoja wiedzę. Wykład Pisma
Świętegomoże w rzeczywistości narzędziem Antychrysta. Sołowjow nie jest
pierwszym który zwraca na to uwagę. Na bazie pozornych osiągnięć
naukowej egzegezy pisano najgorsze książki mające w praktyce za zadanie
dokonoanie destrukcji postaci Jezusa i demontażu wiary.
Papież Benedykt XVI wyraźnie o tym pisze:
"Dzisiaj Biblia jest bardzo często poddawana kryteriom tak zwanego
współczesnego obrazu świata, ktorego podstawowym dogmatem jest
twierdzenie, że Bóg w ogóle nie może dzialac w historii, zatem wszystko,
co sie odnosi do Boga, należy lokować na obszarze podmiotu. Wtedy
Biblia nie mowi już o Bogu, o Bogu żywym; wtedy mówimy już tylko my sami
i my decydujemy o tym. cp Bóg może czynić i co my czynić chcemy lub
powinniśmy".
Pycha, ludzka pycha i egoizm zajmuje miejsce wiary i służby skierowanej
ku drugiemu człowiekowi. Dochodzi do takich paradoksów że jak pisze
prof. Wipszycka - "ideologiczne zacietrzewienie sięga niekiedy nawet
prestiżowych akademickich gabinetów.... próbuje się znaleźć dla Boga
słowo rodzaju nijakiego"!!!! i to wszystko w atmosferze naukowych
poszukiwań!
A Antychryst, jak w utworze Solowjowa, z mina wielkiego uczonego, mówi
nam, że egzegeza, która czyta Biblie w duchu wiary w żywego Boga i
wsłuchuje się przy tym w Jego słowo, jest fundamentalizmem. Tylko jego,
rzekomo ściśle naukowa, egzegeza, w której sam Bóg nic nie mówi i nic
nie ma do powiedzenia, jest na poziomie dzisiejszych czasów. Bóg staje
się rodzaju nijakiego .
Dochodzi do tego całkowite negowanie Tradycji, tej żywej pamięci
Kościoła, która nieprzerwanie od 2 tysięcy lat zachowuje niezmienną
naukę zgodnie z tym co powiedział już w II w. papież Klemens:
"Apostołowie głosili nam Ewangelię, którą otrzymali od Jezusa Chrystusa,
a Jezus Chrystus został posłany przez Ojca". Przekazywanie Ewangelii
trwa więc nieprzerwanie od tego czasu, i to właśnie ciągłość posługi
biskupiej jest ta gwarancją iz Ewangelia jest ciągle żywa i niezmienna.
Niemiecki jezuita, Alfred Delp, stracony przez nazistów wypowiedział takie znamienne słowa:
"Chleb ma duże znaczenie, większe ma wolność, a największe trwała
wierność i nigdy niezdradzona adoracja". Jakakolwiek zmiana tego
porządku prowadzi do budowania społeczeństwa opartego wyłącznie na czysto
materialnych i technicznych prawidłach. To, do czego prowadzi rugowanie
Boga z życia pokazuje nam fiasko marksistowskiego eksperymentu.
Niedobrze dzieje się gdy nawet ludzie wierzący ulegają tej ubranej w
szaty naukowego poznania retoryce. Prowadzi to nieuchronnie do starcia
najbardziej skrajnych postaw:
Zwłaszcza że pojawiła się nowa. agresywna wersja ateizmu.
Ateiści nowej fali nie różnią się mentalnie od religijnych
fundamentalistów. Obie grupy potrzebują się nawzajem i obie korzystają z
podobnego arsenału argumentów, w którym wszystko jest z góry
przesądzone i nie ma potrzeby konfrontowania własnego stanowiska. Obie
grupy dysponują porównywalnym poziomem agresji i chęci unicestwienia
przeciwnika. Wykluczanie a priori religii ze sfery poznania ludzkiego ma
tyle wspólnego z nauką, co literalne odczytywanie Biblii z Objawieniem.
Zarówno jednak jak i druga grupa ufa tylko i wyłącznie w swoje własne
racje. Obie grupy maja swojego profesora biblistyki - pozornie dwie
diametralnie różne osoby i stojące w opozycji do siebie a tak naprawdę
mówiące to samo. Tylko że w tym starciu egoizmów ginie to co
najważniejsze - człowieczeństwo.
Kościół to Tradycja i Biblia - uleganie propagandzie że ludzie odchodzą
od Kościoła dlatego że nie zmienia się, ze jest nienowoczesny że uparcie
broni życia w każdym momencie oznacza że o ile jeszcze wierzy sie w
Boga to z wiarą Bogu jest już trochę krucho. Można powiedzieć zostawmy
liczenie dywizji innym. Zachłystywanie się statystykami odejść z
Kościoła czy też na odwrót jest celebrowaniem zewnętrzności.
W wywiadzie jakiego udzielił p. Bartoszewski KAI a
zatytułowanym"Władysława Bartoszewskiego 90 lat w Kościele" znalazłem
taki znamienny fragment:
"Z kard. Lustigerem spotkałem się po raz pierwszy podczas zjazdu
katolików niemieckich w Berlinie w maju 1990 r. Wystąpiliśmy wtedy
wspólnie. Abp Lustiger mówił w imieniu katolików Zachodu a ja w imieniu
katolików Wschodu. Wtedy jakiś pochodzący z NRD uczestnik zapytał
arcybiskupa Paryża, dlaczego w zachodniej demokracji kościoły
pustoszeją, jak długo można głosić Ewangelię w pustych świątyniach. Abp
Lustiger odpowiedział: „Nasz Kościół rozwinął się z dwunastu osób i
ogarnął świat. Misją Kościoła jest zawsze ewangelizacja osób nie
przekonanych a nawet wrogich. Ja tego nie wymyśliłem. Jestem
arcybiskupem i sługą tego Kościoła. Dopóki będzie w kościele obecny
jeden słuchacz będę do niego mówił, a gdy i jego zabraknie to Bóg
nasunie mi rozwiązanie”. Te słowa wyrażają prostą i głęboką mądrość."
Dopóki jest choć jeden słuchacz należy do niego mówić, mówić i dawać
świadectwo. Ateiści, którzy w zgodzie z poczuciem własnej wartości, dla
odróżnienia od "innych" zawsze przedstawiają się jako "racjonaliści" i
"humaniści", każdą ze swoich tez opatrują stemplem "naukowa". Autorytet
nauki ma być pozytywną opozycją dla nienaukowej, a zatem nieracjonalnej
wiary. Tylko że paradoksalnie cytując Dawkinsa który stwierdził iż:
"Wszechświat, który obserwujemy, ma dokładnie takie cechy, jakich
spodziewalibyśmy się, gdyby u jego podstaw nie było planu ani celu; nie
istnieje dobro ani zło, nic - tylko ślepa bezlitosna obojętność"
przynajmniej w kwestiach które dotyczą wartości - dobra i zła - wiedzie
nas ku Księdze Rodzaju.
Czy te słowa nie są, zwłaszcza dla osoby wierzącej, świadectwem na
istnienie grzechu pierworodnego? Tak jak człowiek w raju, zerwawszy owoc
zakazany, teraz już sam bez Boga, zaczął stanowić o tym, co jest dobre,
a co złe. Ten grzech nieposłuszeństwa pierwszych rodziców idzie
nieprzerwanie z pokolenia na pokolenie. To nic, ze bardzo często znamy
ludzi którzy swoim życiem daja świadectwo istnienia celu, istnienia
odwiecznego Dobra - nie chcemy im wierzyć, gdyż obok stoi profesor
teologii z Tybingi obarczony setkami tomów pokazujący nam łatwiejszą
drogę.
Św. Franciszek który chociaż żyć ściśle według Ewangelii i Regułę dla
braci stworzył na podstawie Ewangelii jeszcze za życia doczekał się
zmiany reguły. Nawet ci najbliżsi, pierwsi uczniowie ulegli pokusie
wyboru łatwiejszej drogi.
Oczywiście, padnie pytanie czemu maja służyć te wywody? Tutaj jeszcze raz posłużę się słowami Benedykta XVI.:
"Myśli się, że istnieje być może coś lub ktoś, kto przed wszystkimi
czasami poruszył świat, ale nas to nie obchodzi. Gdy takie podejście nie
ma już żadnych ram, wszystko jest możliwe i dozwolone. Dlatego tak
pilną rzeczą jest postawienie na nowo w centrum naszego myślenia pytania
o Boga. Nie chodzi przy tym o Boga, który jakoś tam istnieje, ale o
Boga, który nas zna, do nas mówi i który nas obchodzi - i który także
jest naszym Sędzią".
Nawet jeżeli profesor z Tybingi mówi całkiem coś innego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz