wtorek, 25 grudnia 2012

Wybór drogi

W r. 1900 pewien rosyjski pisarz Włodzimierz Sołowjow napisał utwór który zatytułował: "Krótka opowieść o Antychryście". Tekst jest rzeczywiście dość krótki i kto chętny może go przeczytać w całości:

pda.comuf.com/pdf/Solowiow%20-%20Krotka%20opowiesc%20o%20Antychryscie.pdf

Można powiedzieć, że jest to pewnego rodzaju wizja prorocza człowieka który już wtedy potrafił dostrzec na jakie manowce może człowieka sprowadzić jego pycha.
Oto Antychryst otrzymuje na uniwersytecie w Tybindze honorowy tytuł doktora teologii - jest przecież wybitnym biblistą. Sołowjow w ten sposób nie neguje potrzeby naukowego wykładu Biblii - chce ostrzec przed błędnymi drogami jakie grożą temu kto podejmuje sie analizy tekstów biblijnych ufny tylko i wyłącznie w swoja wiedzę. Wykład Pisma Świętegomoże w rzeczywistości narzędziem Antychrysta. Sołowjow nie jest pierwszym który zwraca na to uwagę. Na bazie pozornych osiągnięć naukowej egzegezy pisano najgorsze książki mające w praktyce za zadanie dokonoanie destrukcji postaci Jezusa i demontażu wiary.
Papież Benedykt XVI wyraźnie o tym pisze:
"Dzisiaj Biblia jest bardzo często poddawana kryteriom tak zwanego współczesnego obrazu świata, ktorego podstawowym dogmatem jest twierdzenie, że Bóg w ogóle nie może dzialac w historii, zatem wszystko, co sie odnosi do Boga, należy lokować na obszarze podmiotu. Wtedy Biblia nie mowi już o Bogu, o Bogu żywym; wtedy mówimy już tylko my sami i my decydujemy o tym. cp Bóg może czynić i co my czynić chcemy lub powinniśmy".
Pycha, ludzka pycha i egoizm zajmuje miejsce wiary i służby skierowanej ku drugiemu człowiekowi. Dochodzi do takich paradoksów że jak pisze prof. Wipszycka - "ideologiczne zacietrzewienie sięga niekiedy nawet prestiżowych akademickich gabinetów.... próbuje się znaleźć dla Boga słowo rodzaju nijakiego"!!!! i to wszystko w atmosferze naukowych poszukiwań!
A Antychryst, jak w utworze Solowjowa, z mina wielkiego uczonego, mówi nam, że egzegeza, która czyta Biblie w duchu wiary w żywego Boga i wsłuchuje się przy tym w Jego słowo, jest fundamentalizmem. Tylko jego, rzekomo ściśle naukowa, egzegeza, w której sam Bóg nic nie mówi i nic nie ma do powiedzenia, jest na poziomie dzisiejszych czasów. Bóg staje się rodzaju nijakiego .
Dochodzi do tego całkowite negowanie Tradycji, tej żywej pamięci Kościoła, która nieprzerwanie od 2 tysięcy lat zachowuje niezmienną naukę zgodnie z tym co powiedział już w II w. papież Klemens: "Apostołowie głosili nam Ewangelię, którą otrzymali od Jezusa Chrystusa, a Jezus Chrystus został posłany przez Ojca". Przekazywanie Ewangelii trwa więc nieprzerwanie od tego czasu, i to właśnie ciągłość posługi biskupiej jest ta gwarancją iz Ewangelia jest ciągle żywa i niezmienna.
Niemiecki jezuita, Alfred Delp, stracony przez nazistów wypowiedział takie znamienne słowa:
"Chleb ma duże znaczenie, większe ma wolność, a największe trwała wierność i nigdy niezdradzona adoracja". Jakakolwiek zmiana tego porządku prowadzi do budowania społeczeństwa opartego wyłącznie na czysto materialnych i technicznych prawidłach. To, do czego prowadzi rugowanie Boga z życia pokazuje nam fiasko marksistowskiego eksperymentu.
Niedobrze dzieje się gdy nawet ludzie wierzący ulegają tej ubranej w szaty naukowego poznania retoryce. Prowadzi to nieuchronnie do starcia najbardziej skrajnych postaw:
Zwłaszcza że pojawiła się nowa. agresywna wersja ateizmu.
Ateiści nowej fali nie różnią się mentalnie od religijnych fundamentalistów. Obie grupy potrzebują się nawzajem i obie korzystają z podobnego arsenału argumentów, w którym wszystko jest z góry przesądzone i nie ma potrzeby konfrontowania własnego stanowiska. Obie grupy dysponują porównywalnym poziomem agresji i chęci unicestwienia przeciwnika. Wykluczanie a priori religii ze sfery poznania ludzkiego ma tyle wspólnego z nauką, co literalne odczytywanie Biblii z Objawieniem.
Zarówno jednak jak i druga grupa ufa tylko i wyłącznie w swoje własne racje. Obie grupy maja swojego profesora biblistyki - pozornie dwie diametralnie różne osoby i stojące w opozycji do siebie a tak naprawdę mówiące to samo. Tylko że w tym starciu egoizmów ginie to co najważniejsze - człowieczeństwo.
Kościół to Tradycja i Biblia - uleganie propagandzie że ludzie odchodzą od Kościoła dlatego że nie zmienia się, ze jest nienowoczesny że uparcie broni życia w każdym momencie oznacza że o ile jeszcze wierzy sie w Boga to z wiarą Bogu jest już trochę krucho. Można powiedzieć zostawmy liczenie dywizji innym. Zachłystywanie się statystykami odejść z Kościoła czy też na odwrót jest celebrowaniem zewnętrzności.
W wywiadzie jakiego udzielił p. Bartoszewski KAI a zatytułowanym"Władysława Bartoszewskiego 90 lat w Kościele" znalazłem taki znamienny fragment:
"Z kard. Lustigerem spotkałem się po raz pierwszy podczas zjazdu katolików niemieckich w Berlinie w maju 1990 r. Wystąpiliśmy wtedy wspólnie. Abp Lustiger mówił w imieniu katolików Zachodu a ja w imieniu katolików Wschodu. Wtedy jakiś pochodzący z NRD uczestnik zapytał arcybiskupa Paryża, dlaczego w zachodniej demokracji kościoły pustoszeją, jak długo można głosić Ewangelię w pustych świątyniach. Abp Lustiger odpowiedział: „Nasz Kościół rozwinął się z dwunastu osób i ogarnął świat. Misją Kościoła jest zawsze ewangelizacja osób nie przekonanych a nawet wrogich. Ja tego nie wymyśliłem. Jestem arcybiskupem i sługą tego Kościoła. Dopóki będzie w kościele obecny jeden słuchacz będę do niego mówił, a gdy i jego zabraknie to Bóg nasunie mi rozwiązanie”. Te słowa wyrażają prostą i głęboką mądrość."

Dopóki jest choć jeden słuchacz należy do niego mówić, mówić i dawać świadectwo. Ateiści, którzy w zgodzie z poczuciem własnej wartości, dla odróżnienia od "innych" zawsze przedstawiają się jako "racjonaliści" i "humaniści", każdą ze swoich tez opatrują stemplem "naukowa". Autorytet nauki ma być pozytywną opozycją dla nienaukowej, a zatem nieracjonalnej wiary. Tylko że paradoksalnie cytując Dawkinsa który stwierdził iż: "Wszechświat, który obserwujemy, ma dokładnie takie cechy, jakich spodziewalibyśmy się, gdyby u jego podstaw nie było planu ani celu; nie istnieje dobro ani zło, nic - tylko ślepa bezlitosna obojętność" przynajmniej w kwestiach które dotyczą wartości - dobra i zła - wiedzie nas ku Księdze Rodzaju.
Czy te słowa nie są, zwłaszcza dla osoby wierzącej, świadectwem na istnienie grzechu pierworodnego? Tak jak człowiek w raju, zerwawszy owoc zakazany, teraz już sam bez Boga, zaczął stanowić o tym, co jest dobre, a co złe. Ten grzech nieposłuszeństwa pierwszych rodziców idzie nieprzerwanie z pokolenia na pokolenie. To nic, ze bardzo często znamy ludzi którzy swoim życiem daja świadectwo istnienia celu, istnienia odwiecznego Dobra - nie chcemy im wierzyć, gdyż obok stoi profesor teologii z Tybingi obarczony setkami tomów pokazujący nam łatwiejszą drogę.
Św. Franciszek który chociaż żyć ściśle według Ewangelii i Regułę dla braci stworzył na podstawie Ewangelii jeszcze za życia doczekał się zmiany reguły. Nawet ci najbliżsi, pierwsi uczniowie ulegli pokusie wyboru łatwiejszej drogi.

Oczywiście, padnie pytanie czemu maja służyć te wywody? Tutaj jeszcze raz posłużę się słowami Benedykta XVI.:
"Myśli się, że istnieje być może coś lub ktoś, kto przed wszystkimi czasami poruszył świat, ale nas to nie obchodzi. Gdy takie podejście nie ma już żadnych ram, wszystko jest możliwe i dozwolone. Dlatego tak pilną rzeczą jest postawienie na nowo w centrum naszego myślenia pytania o Boga. Nie chodzi przy tym o Boga, który jakoś tam istnieje, ale o Boga, który nas zna, do nas mówi i który nas obchodzi - i który także jest naszym Sędzią".

Nawet jeżeli profesor z Tybingi mówi całkiem coś innego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz