piątek, 14 października 2016

Św. Hieronim - List XXII - Do Eustochium rozdz. 13

 Św. Hieronim był niezwykła postacią.  Filozof, retor, erudyta, językoznawca - a jednocześnie człowiek pełen pasji. Obok zalet pełen wad. Najwięcej mówią o nim jego listy. Klasyk języka i stylu wypowiadający się niejednokrotnie z wyjątkową dosadnością. Surowy asceta przejawiający nieraz ocierającą się o manię drażliwość. Jego polemiki są niezwykle dosadne i balansujące na granicy dobrego smaku.
   A jednak w jego listach, skierowanych zwłaszcza do grona rzymskich arystokratek można znaleźć wiele czułości. Potrafił okiełznać swoje emocje i pomimo że nigdy nie był wzorcem ewangelicznej łagodności, to jednak potrafił być wrażliwy, zwłaszcza gdy płacze nad śmiercią swojej uczennicy  Blezylli pisząc listy do jej siostry Eustochium.
  Cytowany przeze mnie fragment listu do Eustochium napisanego w 384 jest odzwierciedleniem poglądów Hieronima dotyczących  aborcji. Warto poznać jego poglądy, tym bardziej że niektóre oceny Hieronima także w naszych czasach mozna uznać za wyjątkowo trafne:

                       List do Eustochium  - XXII, 13

   Przykro mówić, ile dziewic upada codziennie, ile ich traci Kościół Matka, nad ilu gwiazdami stawia stolicę swą pyszny nieprzyjaciel i ileż to skał drąży wąż, po czym zamieszkuje w ich otworach! Patrz, jak bardzo wiele jest wdów, które przed powtórnym wyjściem za mąż okrywają swe nieszczęsne sumienie kłamliwą szatą i chodzą z podniesioną głową, tanecznym krokiem, jeśli ich nie zdradza nabrzmiałość brzucha czy kwilenie dzieci. Inne starają się o bezpłodność i na nie urodzonym jeszcze człowieku popełniają mord. Niektóre, gdy poczują, że poczęły z występku, obmyślają trucizny na spędzenie płodu i często też same przy tym umierają, i tak popełniwszy trzy zbrodnie: samobójstwo, cudzołóstwo i zabójstwo nie narodzonego dziecka, wędrują do piekła. One to mówią zazwyczaj: "Czystym wszystko jest czyste" - (Tyt, 1,15) . "Wystarczy mi moje sumienie. Bóg żąda serca czystego, dlaczego mam się wstrzymywać od pokarmów, które stworzył On do używania?" A jeśli niekiedy chcą uchodzić za miłe i dowcipne, a upoją się winem, mówią w ten sposób: "Broń Boże, bym się miała wstrzymać od przyjmowania Krwi Chrystusa" dodając do pijaństwa i świętokradztwo. A jeśli zobaczą dziewicę smutną i bladą, nazywają ją biedną i mniszką, i manichejką; nic dziwnego - dla tego bowiem rodzaju panien post jest herezją. One też przechadzają się w miejscach publicznych zwracając na siebie uwagę i złodziejskimi spojrzeniami pociągają za sobą tłumy młodzieńców. Do nich odnoszą się słowa Proroka: "Stało ci się oblicze  nierządnicy, bezwstydna jesteś ty" - (Jer. 3,3)  Na sukni wąski pasek purpury, głowa natomiast słabo obwiązana, tak aby włosy opadały, grube obuwie, a na ramionach fruwa hiacyntowa chusta, rękawy ściśle przylegające do ramion i chwiejny chód. Oto całe ich dziewictwo. Niech tego rodzaju dziewice znajdą swoich chwalców i niech pod imieniem dziewic z większą korzyścią giną. My zadowoleni jesteśmy, że się im nie podobamy." 

Tekst pochodzi z:  św. Hieronim - "Listy" t. 1 - wyd. "PAX" Warszawa 1952, s. 123-124. 


wtorek, 11 października 2016

Tertulian - O duszy rozdz. 25 i 26


     Jeden z największych moralistów chrześcijańskich, żyjący na przełomie II i III wieku po Chrystusie - Tertulian, pozostawił nam ważne i jednoznaczne świadectwa dotyczące aborcji.  W tym okresie postrzeganie człowieka pozostawało w konflikcie pomiędzy poglądami gnostyckimi czerpiącymi z filozofii platońsko-orfickiej i traktującej negatywnie ciało ludzkie jako czynnik przeszkadzający w rozwoju duchowym a poglądami mającymi swoje źródło w Biblii.
   Tertulian w sposób jednoznaczny stał na stanowisku iż człowieka należy postrzegać jako najbardziej podstawową, usytuowaną na poziomie ontycznym jedność  duszy i ciała. Dopiero połączenie tych dwóch elementów  w jedno stanowi o tym, że możemy mówić o istnieniu człowieka.  To właśnie złączenie tych dwóch elementów stanowi początek życia i jednocześnie jest początkiem istnienia istoty ludzkiej.
   Tym samym zabójstwo dziecka w łonie matki jest takim samym zabójstwem jak zabójstwo dziecka narodzonego, a tym samym podobnie powinno być karane.
  Przejdźmy do tekstu rozdziału 25 traktatu Tertuliana "O duszy", momentami jest to dość wstrząsająca lektura.

                                                        O duszy - rozdział 25 

   25.  Po tej dygresji wracam do właściwego zagadnienia i będę się starał wyłożyć, w jaki sposób wszystkie dusze biorą ostatecznie początek z jednej, czyli kiedy, gdzie i jak z niej się rodzą. Obojętnie mi przy tym, czy ów problem stawia filozof, czy heretyk, czy prosty człowiek. Wyznawcom prawdy nie zależy na rodzaju przeciwników, zwłaszcza tak zuchwałych jak ci, co twierdzą, że dusza nie zostaje poczęta w łonie matki i nie kształtuje się tam wraz z organizmem cielesnym ani nie bywa wraz z nim zrodzona, lecz dopiero po wydaniu płodu na świat zostaje wprowadzona z zewnątrz w nieżyjące jeszcze dziecko. Według nich nasienie przejęte w akcie spółkowania przez organa niewieście kondensuje się rzekomo pod wpływem naturalnego ruchu w samą tylko substancję organizmu cielesnego; dopiero gdy ten opuszcza łono macierzyńskie parując jeszcze jego żarem, zostaje nagle owiany zimnym powietrzem, niby rozżarzone żelazo rzucone w wodę, i pod wpływem tak gwałtownego wstrząsu nabiera od razu sił żywotnych oraz wydaje pierwszy głos. Tak stawiają sprawę stoicy z Enedydemosem, a niekiedy również sam Platon, gdy głosi, że właśnie z tym pierwszym oddechem dziecka zostaje w jego organizm wprowadzona z zewnątrz, spoza matczynego łona, dusza, która znów później wraz z ostatnim oddechem uchodzi z człowieka. Przekonamy się w dalszym ciągu, czy jest to rzeczywiście pogląd Platona. Nawet wśród lekarzy znajdujemy w osobie niejakiego Hikezjusza przedstawiciela podobnej teorii, aczkolwiek sprawa wykracza poza zasięg nauk  przyrodniczych, a więc i jego kompetencji.

   Przypuszczam, że tylko wstyd nie pozwalał tym ludziom dostrzec tego, o czym doskonale wiedzą wszystkie niewiasty, a przecież chyba bardziej powinniśmy się wstydzić, gdy nas niewiasty pokonują, niż gdy potwierdzają słuszność naszego poglądu. Bo któż może być w tym wypadku bardziej kompetentnym nauczycielem, sędzią i świadkiem, niż rodzaj niewieści? Powiedzcie matki, wy, które chodzicie w ciąży i rodzicie - bo ani kobiety niepłodne, ani mężczyźni nie mają tu głosu - powiedzcie, co wam naprawdę mówi wasza własna natura, gdyż tylko waszym doznaniom można wierzyć: czy nie zauważacie już w swym płodzie oznak życia, różnego od waszego własnego? Czy nie odczuwacie pod jego wpływem wstrząsu waszych wnętrzności, drżenia bioder, pulsowania całego brzucha, zmiany strony ciążenia? Czy nie cieszą was tego rodzaju poruszenia i nie upewniają, że wasze dziecię żyje? Czy natomiast nie ogarnia was lęk, gdy zauważacie, że przestaje się ono w was poruszać? Czy jeśli drga ono w was za każdym nowym dźwiękiem, nie uważacie tego za dowód, że już coś słyszy? Czy wasz organizm nie domaga się dla niego specjalnie pewnych pokarmów, a przed innymi broni? Czy nie dzielicie z nim stanów chorobowych do tego stopnia, że każdy uraz, jakiego doznajecie, odbija się od razu również wewnątrz was na odpowiednich członkach waszego dziecka? Skoro bladość lub rumieniec zależy od krwi, zatem gdzie jest krew, tam musi być i dusza; skoro zdrowie polega na przybywaniu energii witalnej, zatem gdzie jest zdrowie, tam musi być i dusza; skoro głód lub brak apetytu, wzrastanie lub zmniejszanie się, strach, ruch są objawami funkcji duszy, zatem niewątpliwie to, co owe funkcje wywołuje, żyje, bowiem kto je przestaje wykonywać, przestaje też żyć.

    Wreszcie zdarza się, że niekiedy przychodzą na świat dzieci martwe; czy byłoby to do pomyślenia, gdyby nie rodziły się dzieci żywe? Bo co znaczy "zmarłe", jak nie to, że przedtem żyły? Powiem więcej; niekiedy nawet sami zabijamy dziecko w łonie matki, rzecz niewątpliwie okrutna, ale konieczna, gdy poprzeczne ułożenie płodu uniemożliwia poród; jeśliby wówczas nie pozbawiono dziecka życia, stałoby się ono zabójcą swej rodzicielki. Toteż wśród narzędzi lekarskich znajduje się nie tylko instrument do otwierania  siłą, przy pomocy ruchu obrotowego, części rodnych, nie tylko okrągły nóż do ostrożnego poodcinania w ich wnętrzu członków, nie tylko tępy hak do dokonania gwałtownego porodu i wyciągnięcia niebezpiecznego płodu, lecz także lancet z brązu do zabicia płodu, do popełnienia na ślepo morderstwa ratunkowego; zwie się ów lancet "embriosfastes", jako że nim zabija się żywe dziecię. Posługiwali się tymi narzędziami i Asklepiades i Erasistratos i Hierofil (który przeprowadzał również sekcje na dorosłych) i nawet znany z łagodności Soranus - a wszyscy w przeświadczeniu, że poczęty płód żyje i że tylko z litości zabija się to nieszczęsne niemowlę, nie chcąc go żywcem rozszarpywać. O konieczności takiego mordu nie wątpił nawet wzmiankowany wyżej Hikezjusz, mimo że uważał, iż dusza wstępuje w zrodzony płód dopiero przy zetknięciu się go z zimnym powietrzem (...) Nie mówię już o tym, że znamy dzieci, które po rozcięciu brzucha matki  wydobyto żywe; tak było w wypadku Libera lub Scypiona.

    Jeśli zaś ktoś wzorem Platona uważa za niemożliwe połączenie w jedną całość dwóch dusz, podobnie jak dwóch ciał, to ja mu zwrócę uwagę na wypadki zjednoczenia nie tylko dwóch dusz ludzkich i dwóch ludzkich ciał w czasie ciąży, lecz również duszy ludzkiej z wielu innymi duchami, na przykład z demonem, i to nie jednym, jak u Sokratesa, nawet nie z siedmioma, jak u Magdaleny, lecz z całym legionem demonów. Skoro połączenie ludzkiej duszy ze złym duchem, posiadającym inną niż ona naturę, jest możliwe, to chyba tym bardziej możliwe jest połączenie dwóch dusz o jednakowej substancji.

    Tenże Platon w szóstej księdze "Praw" każe uważać,  by przez nieodpowiednie spółkowanie nie uszkodzić nasienia, bo mogłoby się to odbić ujemnie  zarówno na ciele, jak na duszy dziecka. Teraz już doprawdy nie wiem, któremu z dwóch poglądów Platona mam wierzyć, skoro przecież w tym ostatnim daje on wyraźnie do poznania, że dusza nie bywa wprowadzona w noworodka dopiero wraz z pierwszym jego oddechem, lecz zostaje mu przekazana już razem z nasieniem, na które dlatego właśnie trzeba uważać. I słusznie, bo jeśliby nasze dusze nie wywodziły się z nasienia duszy naszych rodziców, to skądże byśmy w takim razie byli do nich podobni pod względem dyspozycji psychicznych, jak to zauważył Kleantes? Na jakiej tez podstawie liczyliby starożytni astrologowie czas narodzin człowieka od momentu jego poczęcia, gdyby nie od tego momentu poczynała istnieć jego dusza, jako że przecież jej właśnie losy zależą rzekomo od położenia gwiazd? (...)

                                          O duszy - rozdział  26

    26. W jakiż jednak sposób następuje poczęcie istoty żywej? Czy równocześnie powstaje substancja jej ciała i substancja jej duszy, czy też jedna wcześniej, a druga później? Według nas obie substancje zostają równocześnie poczęte, utworzone i ukształtowane, tak samo jak później obie równocześnie bywają wydawane na świat; nie ma żadnej kolejności w czasie ich poczęcia. Wnioskujemy w tym wypadku po prostu z końca o początku. Jeśli śmierć pojmujemy jako odłączenie duszy od ciała, to i przeciwieństwo śmierci, czyli życie, musimy chyba nie inaczej pojmować, jak jako połączenie duszy z ciałem. Skoro zaś przy śmierci rozłączenie obu substancji następuje równocześnie, zatem i przy ożywianiu połączenie ich musi się dokonywać według tej samej zasady, to jest równocześnie. Właśnie dlatego życie każdej istoty zwykliśmy liczyć od momentu jej poczęcia, ponieważ od tego momentu przyznajemy jej duszę; odtąd bowiem istnieje dusza, odkąd i życie, Rozłączenie powodujące śmierć następuje tak samo jak połączenie dające życie. Jeślibyśmy natomiast poczęcie ciała uważali za wcześniejsze od poczęcia duszy, to według tej samej kolejności musielibyśmy odróżniać i czas ich zapładniania. Ale w takim razie kiedy właściwie następuje zapłodnienie ciała, a kiedy zapłodnienie duszy? Nie dość na tym: odróżniając czas zapłodnienia, musielibyśmy przyjąć także dwie różne materia zapładniające. Bez wątpienia, przyjmujemy i my dwa rodzaje nasienia : cielesne i duchowe, ale zarazem podkreślamy, że są one od siebie nieoddzielne, wskutek czego współistnieją zawsze razem,  w tym samym czasie. 
 Nie wstydźmy się jasno mówić o takich sprawach, gdy tego wymaga konieczność. Naturę trzeba czcić, a nie wstydzić się jej; spółkowanie jest wstydliwe nie samo w sobie, lecz ze względu na łączącą się z nim rozkosz zmysłową; nie sama rzecz jest nieczysta, lecz jej nadużywanie, bo samą rzecz Bóg pobłogosławił, mówiąc: "Rośnijcie i rozmnażajcie się", przeklął zaś tylko jej wypaczenie w formie cudzołóstwa, gwałtu, czy domów rozpusty. Otóż w samym akcie spółkowania, w którym mężczyzna łączy się z niewiastą, współdziała, jak wiadomo, i dusza, i ciało: dusza pożądając, ciało działając, dusza instynktownie, ciało aktywnie. Gdy zatem następuje równoczesne zespolenie dwojga ludzi, z których każdy doznaje wstrząsu, wówczas fermentuje od razu nasienie całego człowieka, przejmując z substancji jego ciała wilgoć, a z substancji jego duszy ciepło (...). By uzasadnić me twierdzenie, pytam , ryzykując nieco wstydliwość: czy w momencie, gdy żar rozkoszy zmysłowej dochodzi do szczytu, nie czujemy sami, że równocześnie coś uchodzi także z naszej duszy? Przecież dlatego właśnie ogarnia nas wówczas oszołomienie i bezwład, tak że aż ciemno robi nam się przed oczami, ponieważ wtedy nasza dusza wydycha z siebie nasienie duchowe, podobnie jak nasze ciało wysącza w postaci cieczy nasienie cielesne.

   Po prostu powtarza się za każdym razem to, co stało się niegdyś na samym początku. Z mułu pochodziło ciało Adama; a czymże był muł, jak nie żyzną lepką cieczą? Oto pierwociny nasienia cielesnego. Z tchnienia Bożego pochodziła dusza Adama; a czymże było owo tchnienie, jak nie oddechem? Oto pierwociny nasienia duchowego, które wraz z cielesnym wydychamy. Już więc na samym początku dwie różne substancje, muł i oddech, zlały się z sobą w jednego człowieka, mieszając w nim zarazem swe zarodki, a przez to określając także na całą przyszłość sposób rozmnażania się rodzaju ludzkiego. Dlatego i teraz obie, choć tak odmienne, razem z człowieka wypływają, by równocześnie posiane na odpowiedniej glebie, wspólnie wydać plon w postaci nowej osoby ludzkiej, zawierającej w sobie znów dwa rodzaje zarodków, stosownie do płci, wyznaczonej z góry każdemu stworzeniu zdolnemu do rodzenia.

    Tak od jednego Adama pochodzą wszystkie w ogóle dusze ludzkie, jako że natura słucha rozkazu Bożego: "Rośnijcie i rozmnażajcie się". Zresztą już w poprzednich słowach: "uczyńmy człowieka" zapowiedział Bóg właściwie także powołanie do bytu całego rodzaju ludzkiego, gdyż mówi dalej w liczbie mnogiej: "i niech panują nad rybami morskimi". Nic dziwnego, zapowiadając siejbę, zapowiedział tym samym również żniwo.  

    Tekst pochodzi z:  Marian Michalski - "Antologia patrystyczna" t. 1, wyd.  IW "PAX" Warszawa 1975, s. 239-242 

poniedziałek, 10 października 2016

List Barnaby - "Dwie drogi"

  Dzisiaj, w dobie coraz silniejszych nacisków tzw. środowisk liberalnych na Kościół w celu wymuszenia zmiany nauczania Kościoła, zwłaszcza teologii moralnej. warto sięgać do okresu gdy nauka Kościoła nie była jeszcze definitywnie sformułowana, żeby zobaczyć jak rozumiano te kwestie w pierwszych latach istnienia wspólnot chrześcijańskich.
  Ciekawym przykładem jest wchodzący w skład pism pierwszych świadków określanych jako Ojcowie Apostolscy - "List Barnaby". List często cytowany przez Ojców Kościoła, zwłaszcza przez Klemensa Aleksandryjskiego, uważającego go za autentyczny list  apostoła Barnaby.  Jednakże już w epoce patrystycznej kwestionowano autentyczność tego listu.  Wątpliwości były podnoszone m.in. przez  Hieronima oraz pierwszego historyka Kościoła, Euzebiusza który ta pisze:

   "Do podsuniętych powinno się zaliczyć: "Dzieje Pawłowe", pismo zwane "Pasterzem", "Apokalipsę Piotra, prócz Tego "List" przypisywany Barnabie...."  - Historia Kościoła III,25 p. 4.

  Oprócz części dogmatycznej, List zawiera także część moralną, utrzymaną w stylu listów św. Pawła, przypominającą naukę, znaną z pochodzącego z I wieku "Didache" znanego także jako "Nauka dwunastu Apostołów", o drogach światła i ciemności.  Data powstania "Listu Barnaby" najczęściej jest umieszczana w okresie pomiędzy 70 a 138 rokiem po narodzeniu Chrystusa.

                                                      Dwie  drogi

    18. (1) Przejdźmy teraz do innego poznania i innej nauki. Dwie są drogi odpowiadające dwom rodzajom nauki i władzy: droga światła i droga ciemności. Wielka jest różnica między tymi dwoma drogami. Nad jedną straż trzymają wiodący ku światłu aniołowie Boży, nad drugą - aniołowie Szatana.  (2)   Bóg jest Panem od wieków i na wieki, Szatan zaś jest księciem czasów obecnych, czasów niegodziwości.

   19. (1) A oto droga światła: Jeśli ktoś zamierza tak nią iść, aby dojść do wyznaczonego celu, niech będzie gorliwy w tym, co czyni. Dano nam poznać, jak należy kroczyć tą drogą: (2) Kochaj Tego, kto cię stworzył, lękaj się Tego, kto cię ukształtował, uwielbiaj Tego, kto cię wykupił od śmierci. Bądź szczery sercem, bogaty Duchem. Nie wiąż się z tymi, którzy idą drogą śmierci. Miej w nienawiści wszystko, co nie pochodzi od Boga, miej w nienawiści wszelką obłudę. Nie porzucaj przykazań Pańskich.  (3)  Nie wynoś się, lecz bądź pokornym we wszystkim. Nie przypisuj sobie chwały. Nie knuj złych zamysłów przeciw bliźniemu twemu. Nie pozwalaj swej duszy na zuchwałość. (4)  Nie uprawiaj rozpusty, nie cudzołóż, nie deprawuj dzieci. Niechaj twe słowo, które jest darem Boga, nie służy czyjejś nieczystości. Nie miej względu na osobę tam, gdzie trzeba zganić czyjeś wykroczenie. Bądź łagodny, spokojny, przyjmuj z drżeniem słowa, które słyszysz. Nie chowaj gniewu do brata twego. (5)  Nie zastanawiaj się z niepokojem, czy stanie się tak, czy nie stanie. "Nie bierz imienia Pana nadaremno". Kochaj bliźniego twego ponad własne twoje życie. Nie zabijaj dziecka powodując poronienie, nie przyprawiaj o śmierć nowo narodzonego. Nie cofaj ręki twojej znad głowy twego syna czy twojej córki, lecz od dzieciństwa ucz ich bojaźni Bożej. (6)  Nie pożądaj tego, co należy do twego bliźniego, nie bądź chciwy. Nie więź swego serca z ludźmi wyniosłymi, lecz przestawaj z pokornymi i sprawiedliwymi. Wszystko, co się spotka, przyjmuj jako dobre, wiedząc, że nic się nie dzieje bez Boga. (7) Nie zmieniaj łatwo zdania, nie bądź gadatliwy. Z szacunkiem i bojaźnią dochowuj posłuszeństwa Twoim panom jako obrazowi Boga. Nie wydawaj ze złością żadnych poleceń twemu słudze i służebnicy, którzy pokładają nadzieję w tym samym Bogu, aby nie przestali się lękać Boga, waszego wspólnego Pana, gdyż On nie ma względu na osobę, a przyszedł wzywać tych, których Duch już przygotował. (8) Dziel się wszystkim z bliźnim twoim i nie uważaj czegokolwiek za twoją wyłączną własność. Jeżeli bowiem mamy wspólny udział w dobrach niezniszczalnych, tym bardziej mieć go powinniśmy w tym, co niszczeje. Nie bądź skłonny do wielomówstwa, gdyż usta są potrzaskiem śmierci. Na ile to tylko możliwe dla dobra twej duszy zachowuj czystość. (9)  Nie bądź nazbyt skory wyciągać ręce do brania, a cofać przy dawaniu. Miłuj jak źrenicę własnego oka każdego, kto głosi ci słowo Pańskie. (10)  Dniem i nocą pomnij na dzień sądu i codzień szukaj towarzystwa świętych. Nie żałuj trudu czy to gdy będziesz nauczał udając się nawet daleko, by napominać i o zbawienie dusz zabiegać słowem, czy to pracując własnymi rękami dla odkupienia grzechów twoich. (11) Nie wahaj się dawać i dając nie narzekaj, a przekonasz się, kto ci najhojniej odpłaci. Strzeż tego, co otrzymałeś "niczego nie dodając, niczego nie ujmując". Miej zło w bezwzględnej nienawiści. Sądź sprawiedliwie. (12)  Nie powoduj rozłamu, lecz wprowadzaj pokój godząc walczących ze sobą. Wyznawaj grzechy twoje. Nie chodź na modlitwę z nieczystym sumieniem. Taka jest droga światła.

   20. (1)  Droga Czarnego jest natomiast kręta i pełna przekleństwa. Jest to bowiem droga śmierci wiecznej i kary. Spotykamy na niej wszystko, co gubi dusze: bałwochwalstwo, zuchwałość, władczą pychę, obłudę, dwulicowość, cudzołóstwo, morderstwo, rabunek, zarozumiałość, nieposłuszeństwo, podstęp, złośliwość, samowolę, trucicielstwo, magię, chciwość, lekceważenie Boga, (2) prześladowców dobra, nieprzyjaciół prawdy, miłośników kłamstwa. Wszyscy ci ludzie nie wiedzą, jaka jest nagroda sprawiedliwości, nie "podążają za dobrem" [nie szukają] sprawiedliwego sądu, nie wspierają wdów ani sierot, czuwają nie z bojaźni Bożej, lecz by zło czynić. Daleko od nich wszelka łagodność i cierpliwość, "kochają marność", "gonią za odpłatą", bez litości dla biedaka, bez współczucia dla cierpiącego, łatwo mówią źle o innych, nie uznają swego Stwórcy, mordercy dzieci, niszczący przez poronienie stworzenia Boże. Odtrącają potrzebujących, uciskają udręczonych, adwokaci bogatych, niesprawiedliwi sędziowie ubogich, grzesznicy pod każdym względem. 

   Tekst pochodzi z: "Ojcowie Apostolscy" Pisma Starochrześcijańskich Pisarzy t. XLV, wyd. ATK Warszawa 1990, s. 131-133 

piątek, 22 kwietnia 2016

Św. Hieronim - Komentarz do Ksiegi Eklezjastesa



     "Przypominam sobie, że przed pięciu laty, gdy przebywałem jeszcze w Rzymie i czytałem Eklezjastesa  świętej Blezylii, aby skłonić ją do pogardy dla tego świata i do uznania za nicość wszystkiego, co go dotyczy, zostałem przez nią poproszony, aby na sposób niewielkiego komentarza wytłumaczyć, co jest niejasne, by bez mojej pomocy mogła zrozumieć to, co czyta. Skoro jednak nagła śmierć porwała ja w momencie, gdy właśnie mieliśmy rozpocząć nasze dzieło, my zaś, Paulo i Eustochium, nie okazaliśmy się godni takiej towarzyszki naszego życia, wówczas zamilkłem dotknięty tak bolesnym ciosem. Znalazłszy się w Betlejem, o ileż bardziej chwalebnym mieście, oddaję jej pamięci oraz wam to, do czego się zobowiązałem. Nauczam zwięźle, nie idąc za żadnym autorytetem, lecz tłumacząc z hebrajskiego, w dużej zaś mierze opieram się na przekładzie Septuaginty w tych miejscach, gdzie nie oddala się ona zbytnio od tekstu hebrajskiego. Gdzieniegdzie wspominam Akwilę, Symmacha i Teodocjona, aby z jednej strony zbytnią nowością nie odstraszyć czytelnika, zmuszając go do wysiłku, z drugiej zaś, by nie postępować wbrew własnemu sumieniu i porzuciwszy źródło prawdy, podążać za strumykami rozlicznych poglądów".

  Tak rozpoczyna św. Hieronim swój komentarz do księgi Eklezjastesa, znanej także pod nazwą księgi Koheleta. Nie jest to najczęściej cytowana księga Pisma  św., ale na pewno wszyscy znamy jedno zdanie pochodzące z tej księgi. Zdanie bardzo często cytowane, a pomimo to, pochodzenie tego sformułowania zapewne nie jest znane dla wielu z osób cytujących te oto zdanie:

   " Marność nad marnościami, powiada Kohelet, marność nad marnościami - wszystko marność."

Nie była to najbardziej poczytna księga ST w starożytności chrześcijańskiej, a jednak, o dziwo, komentarze do Eklezjastesa należą do najstarszych  komentarzy chrześcijańskich do  ST. Być może ma na to wpływ tematyka tej księgi - bardziej uniwersalna i dotykająca najbardziej istotnych problemów egzystencjalnych - a tym samy bardziej interesująca dla znających filozofię grecką hellenistycznych środowisk Aleksandrii i Antiochii.  Zwłaszcza że autorstwo tej księgi przypisywano Salomonowi. Autorytet jakim cieszył się król Salomon w środowisku żydowskim zwiększył się jeszcze bardziej, gdy chrześcijanie uznali  korzystając z alegorii że Salomon - Eklezjastes jest typem Chrystusa. Chodzi głównie o tytuł "Syn Dawida" który nadaje sobie Eklezjastes - jest to również tytuł Chrystusa  - Koh 1,1 - Mt 1,1.
  Bardzo ciekawa typologię stwierdzająca istnienie trynitarnej struktury ksiąg  ST których autorstwo przypisywano Salomonowi przeprowadził Orygenes:

    "Spróbujmy najpierw zastanowić się nad taką sprawą: Kościoły Boże otrzymały trzy Księgi napisane przez Salomona. Dlaczego zatem na pierwszym miejscu stoi "Księga Przypowieści, na drugim umieszczono "Księgę Eklezjastesa", a na trzecim "Księgę Pieśni nad Pieśniami"? Oto wyjaśnienie, które mi teraz przyszło na myśl; Istnieją trzy podstawowe dziedziny nauki, dzięki którym można dojść do wiedzy o rzeczywistości:  Grecy nazywają je etyką, fizyką i enoptyką, my zaś możemy je określić jako [filozofię] moralnąm naturalną i kontemplacyjną"....
  "Filozofią moralną nazywamy naukę, która zajmuje się godnym sposobem życia oraz formułuje przepisy wiodące do cnoty. Filozofią naturalną nazywamy naukę, która obejmuje badanie natury każdej rzeczy i której cel polega na tym, aby w życiu nic się nie działo wbrew naturze i żeby każda rzecz używana była w zgodzie z tym, do czego przeznaczył ją Stwórca. Filozofia kontemplacyjna wreszcie to ta, dzięki której wzniosłszy się  ponad sprawy dostrzegalne oglądamy pewne sprawy Boże i niebieskie,a dostrzegamy je jedynie umysłem, ponieważ przekraczają one zasięg wzroku cielesnego."  

   Orygenes - "Komentarz do "Pieśni nad pieśniami" - wyd. WAM Kraków 1994, s. 22.

Tak więc przejdźmy teraz do tekstu komentarza św. Hieronima do "Księgi Eklezjastesa".  







 

środa, 23 marca 2016

Leon Wielki i Attyla


     Dzisiaj gdy stoimy w obliczu coraz większego konfliktu cywilizacyjnego, gdy świat który wydawał się nam trwały, chwieje się w posadach warto sięgnąć do kart historii żeby przekonać się jak było w czasach gdy chyliło się ku upadkowi Imperium Rzymskie, gdy "pax romana" przechodziło do historii. To, co wydawało się niezniszczalne, padało jak domek z kart.
   Początek V wieku to nieustanny napór  plemion barbarzyńskich, a zwłaszcza Hunów, na granice imperium. Nie pomógł trybut płacony przez władców  Cesarstwa. Hunowie runęli na zachód.  Mogą oni uchodzic za protoplastów dzisiejszych terrorystów. Wieść o ich okrucieństwach wyprzedzała wojnę. Nic więc dziwnego że praktycznie Hunowie pod wodzą Attyli nie napotykali oporu.  Nie będę tutaj opisał dziejów wojny, która dla Rzymian, pomimo zwycięstwa na Polach Katalaunijskich w r. 451, była praktycznie nie do wygrania.  W r. 452 Attyla rusza na Italię. Po zdobyciu Rawenny I Akwilei droga na Rzym staje otworem. Ale w tym momencie dochodzi do spotkania które obrosło legendą.  Oto do obozu wodza Hunów położonego nad rzeką Mincjus przybywa delegacja  na czele której stoi papież św. Leon Wielki. Oto jak kronikarze zapisali przebieg tego wydarzenia:

                            Prosper z Akwitanii - Epitoma chronicae (Zarys kroniki)

  "Attyla uzupełniwszy swoje siły, jakie w Galii utracił, zamierzał wkroczyć do Italii drogą przez Panonię. Nasz wódz, Aecjusz, mimo że miał przed oczyma wyniki poprzedniej walki, niczego nie przedsiębrał tak, iż dla zahamowania postępów wroga nie skorzystał nawet z tej zapory, jaką stanowiły Alpy. Ucieczkę z Italii razem z cesarzem uważał za ostatnią deskę ratunku, jaka mu została. Lecz ten zamiar wydał się tak hańbiący i niebezpieczny, że poczucie wstydu wzięło górę nad lękiem, a przypuszczając, że spustoszenie rozległych obszarów, tylu szlachetnych prowincji potrafi nasycić srogość i zachłanność wroga, uznał w toku narad z cesarzem, senatem i ludem rzymskim, że jedynym zbawiennym rozwiązaniem będzie nawiązanie przez misję dyplomatyczną pertraktacji pokojowych z krwiożerczym królem. Wykonania tego planu podjął się błogosławiony papież Leon razem z byłym konsulem Awienem i prefektem Trygetiusem. Ufał w pomoc Bożą, która nigdy nie opuszcza wiernych, gdy znajdą się w trudnościach. I nic innego nie nastąpiło, jak to, czego się w swej głębokiej wierze spodziewał. Attyla przyjął łaskawie całą delegację i tak ucieszył się obecnością najwyższego kapłana, że wydał rozkaz zaprzestania wojny, przyrzekł pokój i odszedł na drugą stronę Dunaju."

  W listopadzie 452 roku podpisano pokój. Attyla syty łupów wycofuje się. A jak przedstawił spotkanie papieża Leona z wodzem Hunów inny kronikarz piszący 100 lat później, żyjący w VI wieku Jordanes?
   W swoim dziele poświęconym w zasadzie dziejom Gotów - plemienia germańskiego które wtargnęło, podobnie jak Hunowie, na tereny Cesarstwa Rzymskiego. Jednakże Goci w przeciwieństwie do Hunów pozostali na terenie Italii i stworzyli tutaj swoje państwo.

                                     Jordanes -  Getica ( O początkach i czynach Gotów)  

     "Kiedy Attyla nosił się z myślą wkroczenia do Rzymu, odwodzili go od tego - jak podaje historyk Priscus - jego dworzanie. Nie myśleli wcale o dobru miasta, do którego byli nieprzyjaźnie nastawieni, lecz przypomnieli mu przykład Alaryka, dawnego króla Wizygotów; albowiem bali się o losy swego króla, ponieważ Alaryk po zdobyciu Rzymu już nie pożył długo, lecz wkrótce umarł.
    Kiedy więc w głowie jego kotłowały się myśli co do tej niebezpiecznej sprawy, czy iść czy nie iść, i kiedy wśród tych deliberacji zwlekał z decyzją, przybyło do niego z Rzymu pokojowe poselstwo. Oto bowiem sam papież Leon przyszedł do niego w miejscowości Wenetów, Ambuleium, gdzie gromady kupców przeprawiają się przez rzekę Mincjo. Attyla poniechał zaraz okrutnych działań wojennych, a wróciwszy skąd przyszedł, zawrócił za Dunaj i przyrzekł pokój. Przede wszystkim jednak oznajmił i wśród pogróżek oświadczył, że sprowadziłby na Italię daleko cięższy los, gdyby siostra cesarza Walentyniana Honoria, córka cesarzowej Placydii, nie przysłała mu części należnych sobie skarbów królewskich. Opowiadano bowiem, że ta Honoria ponieważ dla zachowania przystojności dworu została na polecenie brata przymuszona do zachowania czystości i zamknięta, wezwała przez eunucha potajemnie Attylę, aby oparł się na jej pomocy przeciw siłom brata. Zbrodnia to doprawdy niegodna, by przez publiczne nieszczęście zdobyć swobodę dla chuci." 

   Wraz z upływem lat legenda dotycząca spotkania papieża Leona z Attylą obrasta nowymi cudownymi wydarzeniami towarzyszącymi temu spotkaniu. Attyla która stał się symbolem okrucieństwa nie cofającego się przed niczym staje się tutaj przykładem iż nawet najbardziej brutalna siła nie ma szans w spotkaniu z prawdziwą świętością. Postawa papieża Leona staje się przykładem skuteczności mediacji popartej osobistym autorytetem oraz autorytetem Kościoła ktory nie waha się w obliczu zagrożenia stanąć w obronie ludu.
  Oto jak to spotkanie opisał żyjący w VIII wieku - Paweł Diakon.

                                Paweł Diakon -   Historia Romana ( Historia Rzymian)

      "Następnie Hunowie złupili w podobny sposób miasta Emilii i wreszcie rozbili obóz w miejscu, gdzie rzeka Mincio wpada do Padu. Tu zatrzymał się Attyla bijąc sie z myslami, czy ma wkroczyć do Rzymu, czy nie. Nie chodziło mu wcale o miasto, do którego był wrogo nastawiony, ale z trwogą wspominał wypadek z Alarykiem, ktory zmarł niebawem po zajęciu miasta. Gdy więc rozważał te zmienne losów koleje, nieoczekiwanie przybyło doń z Rzymu pokojowe poselstwo.
    Oto bowiem stanął przed nim sam mąż najświętszy, papież Leon. Gdy wszedł do króla barbarzyńców, uzyskał odeń wszystko, o co go prosił i dzięki temu przyniósł ocalenie nie tylko Rzymowi, ale i całej Italii. Wystraszony bowiem za sprawą Bożą Attyla nie potrafił Kaplanowi Chrystusowemu nic innego powiedzieć, jak tylko to, czego on sobie życzył. Wieść niesie, że po odejściu papieża zapytano Attylę, dlaczego wbrew swojemu zwyczajowi okazał tak wielki szacunek rzymskiemu papieżowi, bo niemal na wszystko, czego on żądał, zgodę swoją wyraził. Król odpowiedział wówczas, że nie przeląkł się tego, który doń przyszedł, lecz że ujrzał obok niego innego męża w szatach kapłańskich, o dostojnej postaci i siwizną czcigodnego, który dobytym mieczem groził mu śmiercią, jeżeli nie wypełni wszystkiego, czego papież żąda."   

   Teksty pochodzą z: Andrzej Bober - "Antologia patrystyczna" wyd. WAM Kraków 1965 s.286-287; 312-313; 326-327.  

niedziela, 28 lutego 2016

Ewagriusz z Pontu - kilka uwag o drodze życia.


   Ewagriusz z Pontu - uczony, mnich, asceta - ucieka na pustynię, aby tam szukać swojej drogi do Boga. Na szczęście pozostawił na swoje myśli. Nie wszystkie pisma Ewagriusza zachowały się, ale to co posiadamy jest wyjątkowo cenne. Jest nie tylko świadectwem duchowości ojców pustyni, ale także wyjątkowo aktualną wskazówką dla współczesnych.

  Ten mnich z IV wieku w sposób wyjątkowo bolesny dla współczesnego człowieka pokazuje nam nasze wady, a jednocześnie mówi jaka powinna być nasza  droga przez życie.
Albowiem początkiem naszej wędrówki ku Bogu zawsze jest wiara:

     "W istocie nie ma takiego, kto czyniłby nieprawość, a przy tym szukał sprawiedliwości, ani takiego, kto nienawidziłby bliźniego, a szukał miłości, ani takiego, kto kłamałby, a szukał prawdy. To zatem jest szukaniem naszego Pana: zachowywanie przykazań wraz z nieskazitelną wiarą i "prawdziwym poznaniem" -  Ewagriusz, List 20,2.

   Tak pisze Ewagriusz w liście do diakonissy Sewery - nie można podążać drogą prawdy brnąc jednocześnie w kłamstwo. Tym bowiem charakteryzuje się dojrzała wiara - uznaniem obecności Boga poprzez zachowywanie przykazań i życie zgodne z "prawdziwym poznaniem" czyli nauką Kościoła. W "Napomnieniach dla dziewicy" o konieczności życia zgodnego z nauczaniem Kościoła tak pisze:

    54 "Widziałem mężów zwodzących dziewice przez swe nauki i czyniących próżnym ich dziewictwo. Ty zaś, córko, słuchaj rozstrzygnięć Kościoła Pana, a nie daj się przekonać nikomu z zewnątrz."

niedziela, 21 lutego 2016

Cyprian z Kartaginy - List 65


    Św. Cyprian z Kartaginy - jeden z największych Ojców Kościoła, żyjący w III wieku kapłan "był pierwszym biskupem, jaki w Afryce zdobył koronę męczeństwa". Będąc już biskupem musiał stawić czoła problemom związanym z  prześladowaniami chrześcijan jakie miały miejsce za panowania cesarza Decjusza w 250 roku, a następnie cesarza Waleriana w latach 257-258.  Po ustaniu prześladowań musiał podejmować decyzje dotyczące tzw. lapsi  -upadłych, czyli tych którzy pod wpływem represji i strachu o życie ulegli prześladowcom i składali ofiary pogańskim bogom. Teraz natomiast pragnęli powrócić do wspólnoty.
   Warto poznać motywy jakimi kierował się św. Cyprian oceniając takie postawy. Zwłaszcza dzisiaj gdy z podobnymi problemami spotykamy się, próbując dokonać oceny postępowania ludzi którzy w obliczu represji  ulegali swoim prześladowcom, dobrze jest sięgnąć do przykładów z początków istnienia Kościoła i zobaczyć jaka powinna być prawdziwie chrześcijańska postawa wobec takich ludzi.
  Opis takiej sytuacji możemy znaleźć w jednym z zachowanych listów św. Cypriana:

                                                         LIST   65

    Odpowiedź na list biskupa Epikleta, skarżącego się na swego poprzednika, roszczącego
      sobie pretensje do biskupstwa po swoim załamaniu się w czasie prześladowania.

                                                                                                                          List z 253 r.

                           Cyprian pozdrawia brata Epikleta i cały lud w Assuras   

     1. Bardzo boleśnie, najdrożsi bracia, dotknęła mnie wiadomość, że Fortunation, były wasz biskup, po wielkim swoim upadku chce uchodzić za niewinnego i rości sobie pretensje do ponownego objęcia biskupstwa. Ta rzecz mnie zasmuciła w pierwszym rzędzie ze wzgledu na niego samego. Ten biedak albo przez szatańskie ciemności całkowicie zaślepiony albo czyjąś świętokradzką namową oszukany, mimo że powinien zadośćuczynić i dla przebłagania Pana dniami i nocami oddawać się łzom, modlitwom i prośbom, teraz odważa się domagać kapłaństwa, które utracił; jakby to było godziwe od stołów ofiarnych diabła przystąpić do ołtarza Boga. Czy ten w dniu sądu nie sprowadzi na siebie tym większego gniewu i oburzenia Pana, kto nie mogąc dla braci być wodzem wiary i mocy, stał się dla nich nauczycielem zdrady, zuchwalstwa, zarozumiałości i kto nie nauczał braci, aby w bitwie stali odważnie, uczy pokonanych i obalonych, aby się nie modlili? A jednak Pan mówi : "tym wylewałeś płynną ofiarę, ofiarowałeś obiatę. Czy więc się o to gniewać nie będę, mówi Pan?" - Iz 57,6. A w innym miejscu: "Kto ofiaruje bogom, oprócz samemu Panu, zostanie wykorzeniony" - Wj 22,19. Również i Pan oświadcza i mówi: "Kłaniali się dziełu rąk swoich, które uczyniły palce ich. I skłaniał się człowiek i uniżał się mąż i nie odpuszczę im" - Iz 2,8n. A i w Apokalipsie czytamy, jak Pan grozi i mówi: "Kto odda cześć bestii i posągowi jej, a znamię jej nosić będzie na czole swoim i na ręce, ten będzie pić wino gniewu Boga, które jest zmieszane w pucharze gniewu jego i będzie karany ogniem i siarką na oczach świętych aniołów i na oczach Baranka. A dym męki ich wznosić się będzie w górę na wieki wieków. Nie znajdą odpocznienia we dnie i w nocy, którzy oddają cześć bestii i posągowi jej" - Ap 14,9nn.

     2. Jeśli więc takimi mękami, takimi katuszami grozi Pan w dniu sądu tym, którzy są posłuszni diabłu i bożkom składają ofiary, to jakże ten może sądzić, że powinien występować jako kapłan Boga, skoro słuchał i służył kapłanom diabła, i że może składać Bogu ofiary i do modlitwy Pańskiej wyciągać tę rękę, która zawiniła świętokradztwem i występkiem? Przecież w Pismach Bożych Bóg zakazał kapłanom przystępować do składania ofiar, nawet gdyby mniejszą winą byli skalani. Tak mówi w księdze Kapłańskiej: "Człowiek, który by miał jaką winę lub plamę, niech nie przystępuje, aby ofiarować dary Bogu" - Kpł 21,17 . A podobnie w księdze Wyjścia: "Kapłani, którzy przystępują do Pana Boga, niech się poświęcą, aby ich Pan nie opuścił" - Wj 19,22. Lub "ci, którzy przystępują sprawować ofiarę u ołtarza świętego, nie mają mieć żadnej winy, aby nie pomarli" - Wj 28,43. Ci więc, którzy dopuścili się wielkich występków, tj. którzy figurom bożków złożyli świętokradzkie ofiary, do kapłaństwa Boga nie mogą rościć sobie prawa, ani też w jego obliczu żadnej modlitwy zanosić za braci. Napisane jest bowiem w Ewangelii: "Bóg grzesznika nie wysłuchuje, jednakże wysłuchuje tego, kto czci Boga i Jego wolę spełnia" - J 9,31. Jednakże głębokie ciemności serca niektórych tak zaślepiają, że nie przyjmują żadnego światła ze zbawiennych nakazów, lecz gdy raz zejdą z należytej ścieżki prawdziwej drogi, noc i błąd występków, jakie popełnili, porywa ich w przepaść. 

     3. Nic dziwnego, że nasze rady i nakazy Pana odrzucają teraz ci, którzy Pana się zaparli. Pragną jałmużn, ofiar i zysków, których przedtem pożądali nienasycenie i teraz łakną biesiad, uczt, na których codziennie obciążając sobie żołądki, wymiotowali z powodu niestrawności. Okazało się to teraz najwidoczniej, że przedtem nie religii, lecz raczej żołądkowi i zyskom służyli z żadzą bezbożną. Dlatego, jak widzimy i wierzymy, Bóg wypróbowawszy ich, zeslał na nich karę, aby już nie stali przy ołtarzu, żeby rozpustnicy nie stykali się więcej z czystością, przeniewiercy z wiarąm bezbożni z religią, po ziemsku myślący z rzeczami bożymi, świętokradcy z tym, co święte. Ze wszystkich sił starać się należy, aby tacy nie powrócili i nie kalali ołtarza i nie zarażali braci. Usilnie, o ile zdołamy, winniśmy się o to troszczyć, żeby ich od występnego zuchwalstwa powstrzymać i nie dopuścić, aby pełnili obowiązki kapłańskie ci, którzy ulegli najgorszej śmierci i bardziej zawinili, niż upadli świeccy.

     4. Gdyby jednak nieuleczalna zaciętość owych szaleńców i noc ich ślepoty, wywołanej usunięciem się Ducha Świętego, dalej trwać miały, to zamierzamy wszystkich braci odłączyć od ich oszustwa, aby żaden nie dostał się w sidła błędu i od nich się nie zaraził. Nie może tam Ofiara być poświęcona, gdzie nie ma Ducha Świętego / Cyprian jest przekonany, że ofiara eucharystyczna złożona przez kapłana upadłego jest nieważna/. Nikomu swymi modlitwami i prośbami u Pana ten nie pomoże, kto sam obraził Pana. Gdyby jednak Fortunation w swej zawziętości, lub nie pamiętając o swym występku, stał się najemnikiem i sługą szatana dla oszukiwania wiernych, to jak tylko możecie, pracujcie, aby w tych ciemnościach, wywołanych przez szatana, umysły braci trzymać z dala od błędu, żeby łatwo nie przytakiwali cudzej głupocie, nie brali udziału w występkach zatraceńców, aby nienaruszenie dbali o swe zbawienie i ze stałą mocą trzymali się swej posiadanej i strzeżonej nieskazitelności. 

     5. Upadli zaś, zdając sobie sprawę z tak wielkiej swej winy, niech nie przestają prosić Pana i nie opuszczają Kościoła katolickiego, który jako jedyny i sam tylko, został przez Pana ustanowiony. Niechaj zadość czyniąc i prosząc Pana o miłosierdzie, pukają do Kościoła, aby tam zostali przyjęci, gdzie byli poprzednio, i wrócili do Chrystusa, od którego odstąpili. Niech nie słuchają tych, którzy ich oszukują fałszywym i zgubnym podstępem. Napisane jest bowiem : "Niechże was nikt nie zwodzi próżnymi słowy, bo za to zaciąga gniew Boga na synów niedowiarstwa. Nie wchodźcie więc z nimi w uczestnictwo" - Ef 5,6n. Niechże więc z upartymi, z tymi, którzy Boga się nie boją i całkowicie odstępują od Kościoła, nikt się nie wdaje. Jeśli jednak kto nie ma cierpliwości, aby obrażonego Boga prosić o przebaczenie i nie chce nam ulegać, to musi sobie przypisać zgubę, gdy nadejdzie dzień sądu. Jakże bowiem w ten dzień będzie mógł prosić Pana ten, kto przedtem zaparł się Chrystusa, a teraz też Kościoła Chrystusowego; ten nie chce słuchać biskupów rozumnych, nieskazitelnych i energicznych, staje się towarzyszem i wspólnikiem tych, którzy na śmierć są skazani.  
     Miejcie się zawsze dobrze, bracia najdrożsi.

  Tekst pochodzi z: św. Cyprian - Listy w: Pisma Starochrześcijańskich Pisarzy, t. 1, s. 217-220, wyd. ATK Warszawa 1969



  


   

środa, 17 lutego 2016

Kapreol z Kartaginy - List do Soboru Efeskiego


   Rok 431 - od ponad 50 lat zachodnią część Cesarstwa zalewają kolejne fale najeźdźców. Kolejne plemiona germańskie przenikają  na praktycznie bezbronne tereny tak potężnego do niedawna Cesarstwa.  Goci, Wizygoci, Swebowie, Burgundowie, Frankowie, Wandale - napływają nieustannie na wybrzeża M. Śródziemnego. W oblężonej przez Wandalów, Hipponie umiera w r. 430 św. Augustyn.
  Podczas gdy zachodnią częścią Cesarstwa wstrząsają wojny, wschodnią część Cesarstwa jest wstrząsana konfliktami religijnymi.  Przyczynia sie do tego także pozycja cesarza który staje się jednocześnie przywódcą politycznym ale i także religijnym.  Podejmowane przez cesarzy próby rozwiązywania konfliktów teologicznych przynoszą nieraz opłakane skutki. Do takiego konfliktu dochodzi także w momencie gdy patriarchą Konstantynopola zostaje Nestoriusz. Myśliciel wychowany w antiocheńskiej tradycji jest zdecydowanym zwolennikiem oddzielenia tego, co boskie, tego, co ludzkie w Jezusie. Konsekwencja tego sposobu myslenia jest stwierdzenie że Maria nie może być w ścisłym pojęciu nazywana "Matką Boga" - Theotokos,  lecz jedynie "Matką Chrystusa" - Christokos.
   Ostatecznie, cesarz Teodozjusz  II decyduje się na zwołanie soboru w Efezie. Nie będę tutaj mawiał przebiegu Soboru. Chciałbym zwrócić uwagę na treść listu wysłanego przez biskupa Hippony - Kapreola, włączonego do akt soborowych.  Był on następcą św. Augustyna  zaproszonego przez cesarza do Efezu. Niestety, list dotarł gdy adresat juz nie żył.  Biskup Kapreol - następca Augustyna w imieniu swoim i innych biskupów afrykańskich wysyła przez diakona Bessulę "List do Soboru Efeskiego", w którym powiadomił, że przybyć nie może z powodu krótkości czasu i niebezpieczeństwa związanego z okupacją Wandalów.
  Jednocześnie prosi Ojców soborowych o pozostawienie bez zmian tego, co tradycja zdefiniowała. Z tego właśnie względu treść tego listu jest niesłychanie ważna. Nie można ulegać pokusie ponownego definiowania prawd wiary, tylko dlatego że trzeba iść z duchem czasu. Dzisiaj także świat jest wstrząsany konfliktami politycznymi, w ślad za nimi idą problemy moralne. Nacisk na Kościół w kwestii zmiany nauczania jest niesłychanie silny. Warto więc posłuchać głosu biskupa sprzed 1500 lat.

               LIST KAPREOLA z KARTAGINY DO SOBORU EFESKIEGO


    "1. Czcigodnym, błogosławionym i świętym współsługom, zbierającym się zewsząd na święty sobór - Kapreol przesyła pozdrowienie.
2. Pragnąłem, Bracia najdrożsi, żeby czcigodny wasz sobór mógł się odbyć w takich warunkach, żebyśmy i my mogli posłać oficjalną delegację wybraną przez wspólne głosowanie spośród braci i współbiskupów naszych, a nie pożałowania godną odmowę. Różne niestety przeszkody stanęły w poprzek naszym wysiłkom.
3. I tak po pierwsze: dotarł do naszych rąk list Pana i Syna naszego, pobożnego cesarza Teodozjusza, ze specjalnym wezwaniem błogosławionej pamięci brata naszego i współbiskupa Augustyna do osobistego stawienia się na sobór. List ten nie zastał go już przy życiu.
4. Wobec tego uznałem to cesarskie wezwanie, choć było skierowane do wspomnianego Augustyna, za wysłane do mnie i postanowiłem przez oficjalną korespondencję i zwykłe ustne rozmowy zwołać ogólnoafrykański synod, żeby spośród braci i współbiskupów naszych wybrać delegację i wysłać ją na wasz czcigodny i dostojny sobór.
5. Jednakże w chwili obecnej wszystkie drogi są zamknięte. Ogromne zastępy wrogów zalały kraj, wszystkie prowincje okropnie zniszczono, ludność częściowo wymordowano, częściowo wyprowadzono w niewolę - oto żałosny obraz spustoszenia, jakie na każdym kroku rzuca się w oczy. Takie oto były przeszkody, które całkowicie uniemożliwiły biskupom afrykańskim odbycie wspólnego zjazdu.
Do tego trzeba dodać jeszcze i to, że list cesarza nadszedł do nas w dniach Paschy, kiedy do otwarcia czcigodnego soboru pozostały zaledwie dwa miesiące, co ledwie by starczyło na zwołanie synodu afrykańskiego, nawet gdyby nie zaszły żadne trudności ze strony nieprzyjaciół.
6. W rezultacie - choć w żaden sposób nie zdołaliśmy wyznaczyć delegatów, to przecież z uwagi na szacunek, jaki należy się dyscyplinie kościelnej - wysyłamy, czcigodni Bracia, naszego syna, diakona Bessulę, z listem usprawiedliwiającym naszą nieobecność.

7. Jestem wprawdzie głęboko przekonany,  że wiara katolicka przy pomocy Bożej utwierdzi się pod każdym względem na tym wielkim soborze czcigodnych biskupów, to jednak kieruję do Was, Bracia świętobliwi, następujące wezwanie: umocnieni łaską Ducha Świętego, który będzie Was - jak wierzymy - wspomagał we wszystkich czynnościach, odrzućcie nowe i dotąd uszom kościelnym obce nauki mocą autorytetu prowincji i postawcie tamę nowym wszelkiego rodzaju błędom. Idzie o to, aby błędy dawno już przez Kościół potępione i w czasach, w których się narodziły, powagą Stolicy Apostolskiej i zgodnym wyrokiem biskupów odrzucone, nie były pod pozorem ponownego przedyskutowania jeszcze raz wznawiane, skoro już dawno głos im odebrano.


8. Gdyby atoli wyłoniły się jakie nowe zagadnienia, trzeba je albo uznać i przyjąć, albo potępić i odrzucić. Gdyby ktoś dopuścił do ponownego dyskutowania tego, co już dawno zostało osądzone, da tylko dowód, że sam uwikłał się w wątpliwości w wierze, którą dotąd wyznawał.
9. Trzeba również z uwagi na przyszłe pokolenia i to jeszcze mieć na oku: aby to, co na obronę wiary zostało obecnie zdefiniowane, mogło na zawsze swą ważność zachować, trzeba, aby to, co przez ojców zostało już zdefiniowane, było przestrzegane. Jeżeli zatem na wieki ma trwać to, co zostało dla utwierdzenia wiary katolickiej postanowione, należy to umacniać nie własną powagą, lecz decyzją starych [Ojców]. Gdy zatem to, czego ktoś mocno się trzyma, jest potwierdzone zarówno przez stare jak i nowe definicje, wówczas jest jasne, że taki głosi i trzyma się jedynej prawdy Kościoła katolickiego, płynącej w nieskazitelnej czystości i z niezrównaną powagą od dawnych czasów, aż do naszych dni.
10. Takie oto myśli podsuwam czcigodnym uszom Waszym w miejsce poselstwa afrykańskiego, którego wspomniane przeszkody wysłać nam nie pozwoliły. Proszę Was gorąco, abyście naszej nieobecności nie chcieli uważać za wynik pychy czy ospałości, lecz sytuacji przymusowej i abyście wzięli pod uwagę obiektywne klęski, jakie nas nawiedzają w obecnej chwili.".

   Ważne słowa: "aby to, co na obronę wiary zostało obecnie zdefiniowane, mogło na zawsze swą ważnośc zachować, trzeba, aby .....było przestrzegane".

  Jak ważne to były słowa niech świadczy o tym Wincenty z Lerynu - mnich żyjący w wspólnocie na śródziemnomorskim wybrzeżu dzisiejszej Francji, miejscu oddalonym o tysiące kilometrów od Efezu. A jednak i tutaj docierają echa sporów chrystologicznych toczonych w wschodniej części cesarstwa. Jednoznaczne stanowisko biskupów jest dowodem na to jak wierność Tradycji była ważnym elementem w tworzeniu teologii wtedy gdy jeszcze ciągle toczyły się spory. 


                                                                  XXXI

   "Po tym  wszystkim dorzuciliśmy także słowa błogosławionego Cyryla, które znajdują się w aktach kościelnych. Po odczytaniu listu świętego Kapreola, biskupa Kartaginy, który jedynie o to gorąco błagał, by stłumiono nowości, a broniono dawnych zasad - przemówił biskup Cyryl i złożył oświadczenie, które nie od rzeczy będzie i tutaj także przytoczyć. Czytamy oto na końcu aktów: "I ten list czcigodnego i głęboko religijnego biskupa kartagińskiego Karpeola, który został odczytany, należy włączyć do aktów sprawy. Zdanie jego jest jasne: żąda, by wzmocniono dogmaty dawnej wiary i potępiono stanowczo nowe, zbyteczne, bezbożnie rozgłoszone wymysły. Wszyscy biskupi zawołali: To jest głos wszystkich, to wszyscy mówimy, to jest życzeniem wszystkich." Jakiż to jest głos wszystkich, jakie życzenie? Oczywista, by zatrzymano dawną tradycję, a wypleniono niedawne wymysły. Potem z podziwem wysławialiśmy wielką pokorę i świętość tego Soboru. Ci tak liczni kapłani, przeważnie metropolici, ludzie tak wykształceni i uczeni, że prawie wszyscy rozprawiać mogli o dogmatach, którym więc to zejście się w jednym miejscu mogło tylko dodać bodźca do śmiałych poczynań - ci mimo tego nic nowego nie głosili, żadnych zgoła ani uprzedzeń ani uroszczeń nie mieli; przeciwnie, wszelkimi sposobami o to tylko dbali, żeby potomności nic takiego nie przekazać, czego sami od ojców nie otrzymali; a pragnęli przy tym nie tylko na teraz dobrze sprawę załatwić, lecz i potomnym zostawić przykład, jak mają kochać dogmaty świętej dawności, a potępiać wymysły bezbożnych nowinek. Zgromiliśmy także niegodziwą zarozumiałość Nestoriusza, który się chełpił, że on pierwszy i jedyny Pismo święte rozumie, a nie pojmowali go ci wszyscy, którzy przed nim, piastując urząd nauczycielski, roztrząsali słowo Boże, zatem wszyscy kapłani, wszyscy wyznawcy i męczennicy, z których jedni Prawo Boże wykładali, drudzy zaś wykład ten z wiarą przyjmowali; zgromiliśmy Nestoriusza, który śmiał twierdzić, że Kościół i teraz bladzi i przedtem błądził, ponieważ jego zdaniem szedł zawsze za nieoświeconymi i omylnymi nauczycielami."

   Można tylko jedno powiedzieć - czytajmy Ojców i słuchajmy ich głosu.


   Teksty pochodzą z: List Kapreola - Vox Patrum 15/1988 s. 1039 - 1042  
                                  Wincenty z Lerynu - "W obronie wiary katolickiej" - wyd. Antyk 1998, s. 61