środa, 23 marca 2016

Leon Wielki i Attyla


     Dzisiaj gdy stoimy w obliczu coraz większego konfliktu cywilizacyjnego, gdy świat który wydawał się nam trwały, chwieje się w posadach warto sięgnąć do kart historii żeby przekonać się jak było w czasach gdy chyliło się ku upadkowi Imperium Rzymskie, gdy "pax romana" przechodziło do historii. To, co wydawało się niezniszczalne, padało jak domek z kart.
   Początek V wieku to nieustanny napór  plemion barbarzyńskich, a zwłaszcza Hunów, na granice imperium. Nie pomógł trybut płacony przez władców  Cesarstwa. Hunowie runęli na zachód.  Mogą oni uchodzic za protoplastów dzisiejszych terrorystów. Wieść o ich okrucieństwach wyprzedzała wojnę. Nic więc dziwnego że praktycznie Hunowie pod wodzą Attyli nie napotykali oporu.  Nie będę tutaj opisał dziejów wojny, która dla Rzymian, pomimo zwycięstwa na Polach Katalaunijskich w r. 451, była praktycznie nie do wygrania.  W r. 452 Attyla rusza na Italię. Po zdobyciu Rawenny I Akwilei droga na Rzym staje otworem. Ale w tym momencie dochodzi do spotkania które obrosło legendą.  Oto do obozu wodza Hunów położonego nad rzeką Mincjus przybywa delegacja  na czele której stoi papież św. Leon Wielki. Oto jak kronikarze zapisali przebieg tego wydarzenia:

                            Prosper z Akwitanii - Epitoma chronicae (Zarys kroniki)

  "Attyla uzupełniwszy swoje siły, jakie w Galii utracił, zamierzał wkroczyć do Italii drogą przez Panonię. Nasz wódz, Aecjusz, mimo że miał przed oczyma wyniki poprzedniej walki, niczego nie przedsiębrał tak, iż dla zahamowania postępów wroga nie skorzystał nawet z tej zapory, jaką stanowiły Alpy. Ucieczkę z Italii razem z cesarzem uważał za ostatnią deskę ratunku, jaka mu została. Lecz ten zamiar wydał się tak hańbiący i niebezpieczny, że poczucie wstydu wzięło górę nad lękiem, a przypuszczając, że spustoszenie rozległych obszarów, tylu szlachetnych prowincji potrafi nasycić srogość i zachłanność wroga, uznał w toku narad z cesarzem, senatem i ludem rzymskim, że jedynym zbawiennym rozwiązaniem będzie nawiązanie przez misję dyplomatyczną pertraktacji pokojowych z krwiożerczym królem. Wykonania tego planu podjął się błogosławiony papież Leon razem z byłym konsulem Awienem i prefektem Trygetiusem. Ufał w pomoc Bożą, która nigdy nie opuszcza wiernych, gdy znajdą się w trudnościach. I nic innego nie nastąpiło, jak to, czego się w swej głębokiej wierze spodziewał. Attyla przyjął łaskawie całą delegację i tak ucieszył się obecnością najwyższego kapłana, że wydał rozkaz zaprzestania wojny, przyrzekł pokój i odszedł na drugą stronę Dunaju."

  W listopadzie 452 roku podpisano pokój. Attyla syty łupów wycofuje się. A jak przedstawił spotkanie papieża Leona z wodzem Hunów inny kronikarz piszący 100 lat później, żyjący w VI wieku Jordanes?
   W swoim dziele poświęconym w zasadzie dziejom Gotów - plemienia germańskiego które wtargnęło, podobnie jak Hunowie, na tereny Cesarstwa Rzymskiego. Jednakże Goci w przeciwieństwie do Hunów pozostali na terenie Italii i stworzyli tutaj swoje państwo.

                                     Jordanes -  Getica ( O początkach i czynach Gotów)  

     "Kiedy Attyla nosił się z myślą wkroczenia do Rzymu, odwodzili go od tego - jak podaje historyk Priscus - jego dworzanie. Nie myśleli wcale o dobru miasta, do którego byli nieprzyjaźnie nastawieni, lecz przypomnieli mu przykład Alaryka, dawnego króla Wizygotów; albowiem bali się o losy swego króla, ponieważ Alaryk po zdobyciu Rzymu już nie pożył długo, lecz wkrótce umarł.
    Kiedy więc w głowie jego kotłowały się myśli co do tej niebezpiecznej sprawy, czy iść czy nie iść, i kiedy wśród tych deliberacji zwlekał z decyzją, przybyło do niego z Rzymu pokojowe poselstwo. Oto bowiem sam papież Leon przyszedł do niego w miejscowości Wenetów, Ambuleium, gdzie gromady kupców przeprawiają się przez rzekę Mincjo. Attyla poniechał zaraz okrutnych działań wojennych, a wróciwszy skąd przyszedł, zawrócił za Dunaj i przyrzekł pokój. Przede wszystkim jednak oznajmił i wśród pogróżek oświadczył, że sprowadziłby na Italię daleko cięższy los, gdyby siostra cesarza Walentyniana Honoria, córka cesarzowej Placydii, nie przysłała mu części należnych sobie skarbów królewskich. Opowiadano bowiem, że ta Honoria ponieważ dla zachowania przystojności dworu została na polecenie brata przymuszona do zachowania czystości i zamknięta, wezwała przez eunucha potajemnie Attylę, aby oparł się na jej pomocy przeciw siłom brata. Zbrodnia to doprawdy niegodna, by przez publiczne nieszczęście zdobyć swobodę dla chuci." 

   Wraz z upływem lat legenda dotycząca spotkania papieża Leona z Attylą obrasta nowymi cudownymi wydarzeniami towarzyszącymi temu spotkaniu. Attyla która stał się symbolem okrucieństwa nie cofającego się przed niczym staje się tutaj przykładem iż nawet najbardziej brutalna siła nie ma szans w spotkaniu z prawdziwą świętością. Postawa papieża Leona staje się przykładem skuteczności mediacji popartej osobistym autorytetem oraz autorytetem Kościoła ktory nie waha się w obliczu zagrożenia stanąć w obronie ludu.
  Oto jak to spotkanie opisał żyjący w VIII wieku - Paweł Diakon.

                                Paweł Diakon -   Historia Romana ( Historia Rzymian)

      "Następnie Hunowie złupili w podobny sposób miasta Emilii i wreszcie rozbili obóz w miejscu, gdzie rzeka Mincio wpada do Padu. Tu zatrzymał się Attyla bijąc sie z myslami, czy ma wkroczyć do Rzymu, czy nie. Nie chodziło mu wcale o miasto, do którego był wrogo nastawiony, ale z trwogą wspominał wypadek z Alarykiem, ktory zmarł niebawem po zajęciu miasta. Gdy więc rozważał te zmienne losów koleje, nieoczekiwanie przybyło doń z Rzymu pokojowe poselstwo.
    Oto bowiem stanął przed nim sam mąż najświętszy, papież Leon. Gdy wszedł do króla barbarzyńców, uzyskał odeń wszystko, o co go prosił i dzięki temu przyniósł ocalenie nie tylko Rzymowi, ale i całej Italii. Wystraszony bowiem za sprawą Bożą Attyla nie potrafił Kaplanowi Chrystusowemu nic innego powiedzieć, jak tylko to, czego on sobie życzył. Wieść niesie, że po odejściu papieża zapytano Attylę, dlaczego wbrew swojemu zwyczajowi okazał tak wielki szacunek rzymskiemu papieżowi, bo niemal na wszystko, czego on żądał, zgodę swoją wyraził. Król odpowiedział wówczas, że nie przeląkł się tego, który doń przyszedł, lecz że ujrzał obok niego innego męża w szatach kapłańskich, o dostojnej postaci i siwizną czcigodnego, który dobytym mieczem groził mu śmiercią, jeżeli nie wypełni wszystkiego, czego papież żąda."   

   Teksty pochodzą z: Andrzej Bober - "Antologia patrystyczna" wyd. WAM Kraków 1965 s.286-287; 312-313; 326-327.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz