niedziela, 23 grudnia 2018

Św. Augustyn - Kazanie 188 - Na dzień narodzenia Pana



   Jeżeli chcemy zastanowić się nad tajemnicą Bożego Narodzenia to nie znajdziemy lepszego przewodnika niż św. Augustyn.  Pozostawił nam piękne mowy i kazania wygłoszone w tym dniu.
Przenieśmy się więc do Hippony i posłuchajmy jednego z kazań wygłoszonych przez św. Augustyna.


                                              Na dzień narodzenia Pana


   1. Obyśmy zdołali wychwalić Syna Bożego, jako Ojcu równego i przedwiecznego, w którym znajdują się wszystkie rzeczy na niebie i na ziemi, widzialne i niewidzialne, jako Słowo Boże i Boga, życie i światło człowieka! Nie dziwmy się jednak że nie wystarcza żadne ludzkie rozważanie, żadna mowa. W jaki bowiem sposób język nasz mógłby godnie wychwalić Tego, którego nawet serce nasze nie jest w stanie ujrzeć, gdyż zamknięte jest jego oko, przez które mógłby być widzialny. Byłby widzialny, jeśliby zniknęła niegodziwość, jeśliby została usunięta słabość i jeśliby ludzie stali się błogosławieni przez czyste serce, przez które tylko mogą Boga oglądać ( Mt 5,8) . Nic dziwnego powiadam, że nie znajdujemy słów na wypowiedzenie jednego Słowa, przez które najpierw zaistnielibyśmy, następnie możemy o nim coś powiedzieć. Umysł nasz nadaje kształt tym słowom pomyślanym i wypowiedzianym, które kształtowane są przez Słowo. Człowiek nie tworzy słów w ten sposób, w jaki sam został stworzony przez Słowo. Ojciec zaś nie zrodził jedynego Słowa w taki sposób, w jaki wszystko przez Słowo uczynił. Bóg zrodził Boga, lecz zarazem rodzący i narodzony jednym jest Bogiem. Bóg uczynił świat; świat przeminie, pozostanie Bóg. Rzeczy, które zostały uczynione, same siebie nie uczyniłyby. A ten, przez którego wszystko zostało uczynione, przez nikogo nie został uczyniony. Nic więc dziwnego, że człowiek uczyniony między wszystkimi innymi rzeczami nie może objaśnić Słowa, przez które wszystko zostało uczynione.

   2.  Przeto nadstawmy tu nieco uszu i umysł, jeśli będziemy w mocy wypowiedzieć coś, co jest stosowne i godne. Nie na temat, że "na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo", lecz, że "Słowo ciałem się stało", jeśli potrafimy powiedzieć z jakiego powodu "Mieszkało między nami" (J 1, 1-14) , jeśli oczywiście to może być wypowiedziane tu, gdzie chciało być widzialne. Albowiem z tego powodu czcimy ten dzień, że uznał za stosowne, by się narodzić z Dziewicy i sprawił, że urodzenie Jego opowiadane jest przez ludzi. I w owej prawdziwej wieczności, w której Bóg się narodził z Boga. "Rodzaj jego któż wypowie" (Iz 53,8)? Tam nie ma takiego dnia, tak uroczyście czczonego. Albowiem nie przemija on, ani nie powraca co roku, lecz trwa bez końca, ponieważ nie miał początku. Jedyne Słowo Boże, owo życie, owo światło rodzaju ludzkiego, jest wiecznym dniem. Ten zaś dzień, w którym połączył się z ciałem człowieczym, został uczyniony jakby oblubieniec wychodzący z łożnicy swojej, dziś jako dzień dzisiejszy, jutro jako dzień wczorajszy. Zaprawdę dzień dzisiejszy dał wiekom ten, który narodził się z Dziewicy, wiecznie trwający, narodził się z Dziewicy i dzień dzisiejszy uświęcił. Jakąż więc chwałę wypowiemy Bogu miłosiernemu, jakie dziękczynienie? Tak nas ukochał, że z powodu nas stał się w czasie. Stworzył wszystek czas, a stał się na świecie młodszym wiekiem od wielu swoich sług, chociaż starszy jest wiecznością niźli świat. Stworzył człowieka, a człowiekiem stał się. Zrodzony z matki którą zrodził; ssał piersi, które mlekiem wypełnił; Słowo w żłobie kwiliło jako nieumiejące mówić dziecię, bez którego niemą byłaby cała mowa ludzka.   

   3. Popatrz człowiecze, czym dla ciebie stał się Bóg. Poznaj naukę płynącą z takiej pokory również w osobie nieumiejącego jeszcze mówić nauczyciela. Niegdyś ty w raju byłeś tak wymowny, że dawałeś imiona całemu stworzeniu (Rdz 2, 19-20) . Z powodu ciebie zaś Stwórca twój leżał jako niemowlę nieumiejące mówić i nie wołał matki swej jej imieniem. Ty w ogromnym dziedzictwie sadów owoconośnych zgubiłeś siebie, zapomniawszy o posłuszeństwie. On posłuszny przyszedł, jako śmiertelny do najciaśniejszej gospody, aby przez śmierć odszukać ciebie jako umarłego. Tym będąc człowiekiem na zgubę własną chciałeś być Bogiem  (Rdz 3,5). On zaś będąc Bogiem, chciał być człowiekiem, aby znaleźć, co zginęło. Tak cię uniosła ludzka pycha, że nie mógł cię niczym innym ułagodzić jak tylko boską pokorą.

   4. Uczcijmy w radości dzień, w którym Maria, złączona ze Stwórcą, pierwsza dziewica z wszystkich dziewic, zrodziła  Zbawiciela. Dana mężowi i nie od męża została matką. Dziewicą była przed małżeństwem, dziewicą w małżeństwie, dziewicą jako brzemienna, dziewicą jako karmiąca. Wszechpotężny Syn w żaden sposób nie zabrał dziewictwa świętej Matce, wybierając ją na matkę. Albowiem dobre jest poczęcie w małżeństwie, lecz lepsza niewinność w cnocie. Dlatego Chrystus - człowiek, który jako Bóg (ten sam Bóg, co i człowiek) mógł dać Marii jedno i drugie, nie dał jej nigdy dobra, które umiłowali małżonkowie. Aby nie pozbawić ją czegoś lepszego, dał jej macierzyństwo, dla którego dziewice wyrzekają się dziewictwa. Kościół św. czci dzisiaj porodzenie Dziewicy. O Niej bowiem powiada Apostoł: "Poślubiłem was jednemu mężowi, aby was okazać czystą dziewicą Chrystusowi" (2 Kor 9,2). Gdzie "dziewica czysta" dzisiaj wśród tylu narodów obojga płci, wśród tylu chłopców i dziewic, lecz także wśród żonatych ojców i zamężnych matek? Gdzie, powiadam, "dziewica czysta", jeśli nie w wierze, nadziei i czystości miłosierdzia? Chrystus zamierzając w sercu swoim dziewictwo Kościoła, najpierw zachował je w ciele Marii. Zaiste niewiasta dana zostaje oblubieńcowi ludzkiemu, aby przestać być dziewicą. Kościół zaś nie mógłby trwać w dziewictwie, jeśliby nie znalazł jako oblubieńca syna Dziewicy, któremu ma być przekazany. 

św. Augustyn - Wybór mów - wyd. ATK Warszawa 1973, PSP  t. XII, s. 33-36 

czwartek, 6 września 2018

Św. Augustyn - List 21


   Warto sięgać po teksty z zamierzchłej przeszłości żeby przekonać się jak poważnie traktował swoje kapłaństwo św. Augustyn, jak bardzo podkreślał znaczenie pokory i miłosierdzia w życiu kapłana, zdając sobie jednocześnie sprawę z zagrożeń jakie towarzyszą każdemu kapłanowi.
O tym, jak postrzegano kapłaństwo w epoce Ojców Kościoła trafnie pisze autor wstępu do książki "Ojcowie Kościoła o kapłaństwie i kapłanach" - ks. M. Starowieyski:

  "Często sądzi się, że dyskusja o modelu życia kapłana to naszych czasów. Absolutnie nie...Czytając teksty Ojców Kościoła zawarte w tym tomie zdaje nam się, że bierzemy udział we współczesnej dyskusji nt. księży i ich posługi, tyle  że czasami wypowiedzianej nieco staroświeckim językiem. Mówią oni o świętości, ale i grzechach kapłanów, o aktywnej pracy duszpasterskiej i kontemplacji, o konieczności czytania Pisma św. i rozmyślań codziennych, o dobrym przygotowywaniu się do kazań." 

 Powróćmy w tym momencie do listu jaki nowo wyświęcony kapłan skierował do swojego biskupa.  List napisany prawdopodobnie zaraz po wyświęceniu św. Augustyna na kapłana w styczniu 391 roku.

                                                               List 21

   Augustyn kapłan pozdrawia w Panu błogosławionego i czcigodnego wobec naszego Pana szczerze ukochanego Ojca Biskupa Waleriusza.

    1. Proszę cię przede wszystkim, abyś w swej pobożnej roztropności pomyślał, że w tym życiu, a szczególnie w obecnym czasie, nie ma nic łatwiejszego , przyjemniejszego o bardziej poszukiwanego w opinii ludzkiej, jak urząd biskupa, kapłana lub diakona, zakładając, że chcą oni swe czynności wykonywać niedbale i z pochlebstwami. Wobec Boga nie ma jednak nic bardziej nędznego, smutnego i bardziej godnego potępienia. Nie ma również w tym życiu, a szczególnie za naszych dni, nic bardziej trudnego, mozolnego i bardziej niebezpiecznego, niż urząd biskupa, kapłana lub diakona. Przed Panem jednak nie ma nic bardziej szczęśliwego niż bojowanie ( 1Tm1,18; 2 Tm 2,4) pod rozkazami naszego naczelnego wodza Ale ani w dzieciństwie, ani w młodości nie nauczyłem się tego rodzaju służby ( W  świetle wcześniejszych pism Augustyna, nic nie wiemy o jego skłonnościach do kapłaństwa ani w czasie dzieciństwa ani młodości). Kiedy zaś zacząłem się jej uczyć, zmuszono mnie z powodu moich grzechów, i to słusznie, bo nie znam innej przyczyny, abym zajął drugie miejsce przy sterze. Ja, który nie umiałem nawet wioseł trzymać.

   2. Pan mój jednak, jak sądzę, chciał mnie przez to poprawić, ponieważ ośmieliłem się krytykować słabości wielu żeglarzy. Wyobrażałem sobie bowiem, że jestem bardziej niż oni uczony i pobożny, zanim doświadczyłem ich trudnych obowiązków. Kiedy dopiero rzucono mnie w środek morza, wtedy zacząłem rozumieć lekkomyślność mych zarzutów, chociaż i przedtem uważałem to zadanie za bardzo niebezpieczne. Oto przyczyna "owych łez" które wylałem w mieście podczas moich niedawnych święceń. Niektórzy z braci widzieli moje łzy, a nie znając przyczyny mojego bólu, pocieszali mnie w dobrej intencji słowami nie mającymi nic wspólnego z moim cierpieniem. Doświadczyłem jednak o wiele więcej trudności, niż się spodziewałem, nie żebym nie widział jakichś nowych fal i nie słyszał burz, których bym przedtem nie znał, ani o nich nie słyszał, nie czytał i nie myślał, ale wytężając swoje siły i starania nie wiedziałem w ogóle, jak ich uniknąć albo przezwyciężyć i przypisywałem im pewne znaczenie. Pan zaś szydził ze mnie i poprzez te wydarzenia chciał mi ukazać moją nicość. 

   3. Jeśli zaś Pan to uczynił, to nie po to, by mnie potępiać, ale po to, by mi okazać swoje miłosierdzie. Z całą pewnością spodziewam się tego, że poznawszy teraz swoją chorobę, winienem szukać wszelkich leków zawartych w Piśmie Świętym, a modląc się i czytając zabiegać o to, by Pan udzielił mojej duszy odpowiedniego zdrowia do podjęcia tak niebezpiecznych zajęć; nie czyniłem przedtem tego, bo i czasu nie miałem. Wtedy bowiem zostałem wyświęcony na kapłana, kiedy myślałem o wolnej chwili potrzebnej do poznania Pisma św.; tak bowiem chcieliśmy sobą zadysponować, abyśmy mogli mieć wolny czas na to zajęcie. Szczera to prawda, ale nie wiedziałem jeszcze czego mi brakuje do takiej pracy, jaka na mnie obecnie ciąży i mnie wyczerpuje. W samej bowiem rzeczy dowiedziałem się, co jest potrzebne człowiekowi, który jest szafarzem sakramentu i słowa Bożego dla ludu, a już niestety nie mogę osiągnąć tego, czego brak sobie uświadomiłem. Ojcze Waleriuszu, czy pragniesz mej zguby? Gdzie twoja miłość? Czy rzeczywiście mnie kochasz? Czy rzeczywiście kochasz sam Kościół, któremu zgodnie z twoją wolą mam służyć? Pewny jednak jestem, że kochasz i mnie i sam Kościół. Uznajesz mnie za zdatnego, choć ja siebie lepiej znam, a przecież nie znałbym siebie samego, jeślibym siebie wpierw nie doświadczył.

   4. Lecz może powie Twoja Świątobliwość; chciałbym wiedzieć, czego brakuje Twemu wykształceniu? Otóż tyle mam braków, że łatwiej mógłbym wyliczyć to co mam, niż to czego bym pragnął. Ośmieliłbym się natomiast powiedzieć, że wiem i w pełni wierzę w to, co jest wymagane do naszego zbawienia. W jaki jednak sposób mam tym posługiwać się dla zbawienia innych "nie szukając tego, co dla mnie jest potrzebne, ale co dla wielu, aby byli zbawieni" ( 1 Kor 1,33)? Może w księgach świętych znajdują się jakieś rady, i nie wolno w to wątpić, że po zapoznaniu się z nimi i zrozumieniu ich, mógłby człowiek Boży dobrze wykonywać funkcje kościelne, albo przynajmniej potrafiłby pędzić życie wśród bezbożnych w większym spokoju sumienia lub umrzeć tak, żeby nie stracić swego życia, do którego wzdychają pokorne chrześcijańskie i łagodne serca. W jaki jednak sposób może się to dokonać, jeśli nie według zalecenia Pana; prosząc, szukając i kołacząc (Mt 7,7-8), to znaczy modląc się, czytając i płacząc? Na to właśnie zajęcie chciałem sobie uprosić za pośrednictwem braci od Twej najszczerszej i czcigodnej Miłości nieco czasu, na przykład aż do Wielkanocy, i obecnie chcę ponowić swą prośbę.

   5. Bo cóż odpowiem sądzącemu mnie Panu? Czy to, że nie mogłem więcej tych rzeczy zgłębiać, ponieważ przeszkadzały mi sprawy Kościoła? On jednak może mi powiedzieć: "Sługo niegodziwy (Mt 18,32; Łk 19,22), a jeśliby ktoś usiłował zagarnąć posiadłość kościelną, z której zebranie plonów wymagało ciężkiej pracy, zaniedbując przez to pole, które własną krwią zrosiłem, to jeślibyś uznał, że dla jej ratowania możesz coś zrobić u sędziego ziemskiego, czy nie pośpieszyłbyś do niego za zgodą wszystkich, a nawet na polecenie lub pod przymusem niektórych? Jeśliby zaś wyrok sądu wypadł dla ciebie niekorzystnie, to czy nie podążyłbyś nawet za morze? I w takim przypadku nikt by się nie skarżył na twoją nieobecność, nawet jeśliby ona trwała rok lub więcej, aby tylko ktoś inny nie posiadał ziemi zapewniającej żywność nie duszy, ale ciału ludzi ubogich.  Ich głód jednak o wiele łatwiej i dla mnie przyjemniej mogłyby zaspokoić moje żywe drzewa, jeśliby tylko były starannie pielęgnowane. Dlaczego więc przytaczasz jako pretekst, że brak ci wolnego czasu, abyś się nauczył uprawy mojego pola?" Powiedz mi proszę, co mam na to odpowiedzieć? Czy może chcesz, bym odpowiedział: Stary Waleriusz będąc przekonany, że jestem wykształcony we wszystkim, o ile więcej mnie ukochał, o tyle mniej mi pozwolił nauczyć się tych rzeczy.

   6.  Starcze Waleriuszu, zwróć na to wszystko swoją uwagę. Zaklinam Cię przez dobroć i surowość Chrystusa, przez Jego miłosierdzie i sprawiedliwość, i przez Tego, który cię natchnął tak wielką miłością wobec nas, że nawet ze wzgledu na dobro naszej duszy nie ośmielamy się ciebie urazić. Boga i Chrystusa wzywasz dla mnie na świadka czystości swoich intencji, miłości oraz szczerych uczuć, jakie żywisz dla nas, jakobym ja nie mógł tego potwierdzić przysięgą wobec wszystkich. Błagam więc o tę samą miłość i uczucie, abyś ulitował się nade mną, i na to, na co cię prosiłem, udzielił mi tyle czasu, ile prosiłem, oraz żebyś mnie wspomógł swymi modlitwami, aby nie było próżne moje pragnienie i bezowocna moja nieobecność dla Kościoła Chrystusowego oraz dla pożytku braci i współsług moich. Wiem, że Pan nie wzgardzi taką miłością proszącą za mnie  zwłaszcza w takiej sprawie, ale przyjmując ją jako przyjemną ofiarę; może jeszcze w krótszym czasie niż prosiłem, zapozna mnie ze zbawiennymi radami Pisma Świętego.

  Tekst pochodzi z: Vox Patrum 6-7 Lublin 1984, s. 385 - 391 
 



 

wtorek, 4 września 2018

Possydiusz z Kalamy - "Żywot św. Augustyna" - rozdz. IV



     Być kapłanem -co to tak naprawdę oznacza? Zwłaszcza dzisiaj, gdy wydaje się, że z jednej strony tak bardzo wszyscy potrzebujemy ludzi którzy mogą być dla nas przewodnikami duchowymi, a z drugiej strony nieustannie jesteśmy bombardowani informacjami o czynach niegodnych, sprzecznych z  powołaniem kapłana.
  Czy związane z tym dyskusje są czymś charakterystycznym tylko dla naszych czasów, czy też począwszy od zarania dziejów Kościoła toczyły się dyskusje o modelu życia kapłana.
  Sięgnijmy więc do tekstu, w którym jeden z największych duszpasterzy i myślicieli - św. Augustyn z Hippony - pisze czy jest dla niego kapłaństwo.

  Zanim jednak przytoczę tekst listu w którym św. Augustyn przedstawia swoją wizję kapłaństwa, warto sięgnąć do biografii św. Augustyna spisanej przez jego ucznia, także biskupa - Possydiusza z Kalamy. Oto w jaki sposób św. Augustyn stał się kapłanem:

Lud  Hippony zmusza Augustyna do przyjęcia święceń kapłańskich

IV.1  W tym samym czasie Waleriusz, człowiek święty, sprawował urząd biskupi w Kościele katolickim w Hipponie. Gdy w obliczu naglącej kościelnej potrzeby zwrócił się on do ludu Bożego, zachęcając do przyjęcia i wyświęcenia dla miasta prezbitera, wskazał ręką na świętego Augustyna, którego ascetyczny sposób życia i nauczanie katolicy już znali. Ten stał pośród ludu spokojny i nieświadomy tego, co się miało stać. Jako człowiek świecki miał on zaś w zwyczaju, jak to do nas mawiał, trzymać się bardzo daleko od tych tylko kościołów, które nie miały biskupów. 2 Pochwycili go zatem i, zgodnie z przyjętym w takich okolicznościach sposobem postępowania, zaprowadzili do biskupa, aby ten go wyświęcił. Wszyscy byli w tym pragnieniu jednomyślni, prosząc, żeby do tego doszło i by się to dokonało. Wśród wielkiego oddania i wrzawy tych, którzy się tego domagali, on sam rzewnie płakał. Niektórzy zaś, jak sam nam to przekazał, tłumaczyli sobie jego łzy, jako znak pychy i niejako pocieszając go mówili, że pozycja prezbitera, jakkolwiek pn sa, jest godny czegoś więcej, przybliża go jednak do biskupstwa. 3 Gdy tymczasem ów człowiek Boży z wielką rozwagą, jak nam to przekazał, pojmował i martwił się tym, jak wiele i to poważnych niebezpieczeństw grozi jego życiu z powodu sprawowania pieczy i rządów nad Kościołem, bo przewidywał już, że do tego dojdzie i dlatego właśnie płakał. I pragnienie tych, którzy tego chcieli się spełniło.

 Ostatecznie św. Augustyn przyjmuje święcenia w początkach 391 roku. Kierujący wtedy Kościołem w Hipponie biskup Waleriusz był Grekiem, słabo znał  łacinę i dlatego też potrzebował kogoś kto mógłby mu pomóc w posłudze duszpasterskiej, zwłaszcza w obliczu bardzo silnego konfliktu z przeważającymi w okolicy zwolennikami Donata będącymi w opozycji do Kościoła katolickiego.
Wykształcony, znający realia gdyż urodzony tutaj, Augustyn był więc doskonałym kandydatem.
O tym czy było dla św. Augustyna kapłaństwo mówi nam napisany w tym czasie list adresowany  do biskupa Waleriusza. W tym właśnie liście, przejęty swoim kapłaństwem, nowo wyświęcony prezbiter prosi swojego biskupa o nieco czasu, by móc się dobrze przygotować do owocnego wykonywania swojej posługi.

Cytowany tekst pochodzi z: Possydiusz z Kalamy - "Żywot św. Augustyna" - wyd. Benedyktynów, Tyniec 2002, s. 57-58; seria: Źródła Monastyczne t. 26     

niedziela, 1 kwietnia 2018

Psalm wielkanocny


22Kamień odrzucony przez budujących *
 stał się kamieniem węgielnym.
23Stało się to przez Pana *
 i cudem jest w naszych oczach.         

 Oto jak treść Psalmu czytanego podczas liturgii wielkanocnej skomentował św. Augustyn:

    117,22.  "Bóg Panem i zajaśniał nam". Ów Pan, który przyszedł w imię Pańskie, którego budowniczy odrzucili, a stał się kamieniem węgielnym (Mt 21,9.42). Pośrednik pomiędzy Bogiem a ludźmi, Człowiek Chrystus Jezus -(1 Tym 2,5), jest Bogiem, równym Ojcu, a zajaśniał nam, żebyśmy zrozumieli to, w co wierzymy, żebyśmy wam jeszcze nie rozumiejącym, ale już wierzącym, to zwiastowali. Ażebyście także i wy zrozumieli. "Zarządźcie dzień świąteczny z udziałem tłumów, aż do krawędzi ołtarza", to jest, aż do wnętrza domu Bożego, z którego błogosławimy wam, gdzie są górne stopnie ołtarza. "Zarządźcie dzień świąteczny", nie ociężale i gnuśnie, ale "z udziałem tłumów". Jest to bowiem głos "radości, obchodzącego święto pieśni", dążących do miejsca "przybytku prawdziwego, aż do domu Boga" - (Ps 41,5). Albowiem jeżeli tam jest ofiara duchowa, wieczysta ofiara chwały, i kapłan wiekuistym tam jest, i ołtarz wieczny sam ukojony umysł sprawiedliwych. Bracia, wyrażamy to jaśniej: Wszyscy, którzy pragną zrozumieć Boga, Słowo, niechaj im nie wystarcza ciało, jakim ze względu na nich Słowo się stało, żeby byli karmieni mlekiem, wszak nawet na ziemi nie wystarczy ów dzień świąteczny, kiedy baranek został zabity. Niechaj zostanie zarządzony z udziałem tłumów, aż dojdzie się, po podniesieniu umysłów naszych przez Pana, aż do jego bóstwa wewnętrznego, który nam mającym być karmionymi mlekiem raczył ukazać zewnętrzną ludzką postać.

   117,23.  A cóż tam będziemy innego śpiewali, jak nie jego chwałę? Cóż tam innego wypowiadać będziemy, jeśli nie: "Ty jesteś Bogiem moim, i wyznawać ci będę; tu jesteś Bogiem moim, a wysławiać cię będę, wyznawać ci będę, Panie, bowiem wysłuchałeś mię, i stałeś się dla mnie zbawieniem"? Nie dźwiękiem słów będziemy to wypowiadać, ale miłość żyjąca w nas sama za siebie wypowiada te słowa, to sama miłość jest owym głosem. Dlatego też jak rozpoczął od chwały, tak też i kończy: "Wyznawajcie Pana, bo dobry, bo na wieki miłosierdzie jego". Tak zaczął się psalm, tak się też kończy. Bo jak było na początku, który opuściliśmy, tak na końcu, dokąd zmierzamy, nie ma niczego innego, co mogłoby w sposób należyty sprawiać rozkosz, poza chwałą Boża, i nieustannym "Alleluja".


  tekst pochodzi z:  św. Augustyn - "Objaśnienia Psalmów" PSP t. 41, Warszawa  1986, s. 213 

piątek, 30 marca 2018

Św. Ambroży - fragment z "Wykładu Ewangelii według św. Łukasza


Św. Ambroży  - niezwykły człowiek i niezwykły biskup. Człowiek świecki, dostojnik, gubernator dwóch prowincji z stolicą w Mediolanie, mieście które jednocześnie było wtedy stolicą Cesarstwa Zachodniorzymskiego zostaje głosem ludu wybrany biskupem.
Porzuca świeckie dostojeństwa i przyjmuje powierzoną mu przez lud godność biskupa, a jednocześnie w dniu konsekracji oddaje Kościołowi i ubogim cały swój majątek. Od dnia sakry biskupiej - 7 grudnia 374 r. powierzone sobie obowiązki wykonuje z równym zapałem i poświęceniem, jak poprzednio wykonywał swoje świeckie obowiązki. Uzupełnia swoje wykształcenie teologiczne i w ten sposób staje się nie tylko wybitnym biskupem, ale i wybitnym teologiem.

  Dzisiaj chcę przedstawić fragment z jednego z największych dzieł egzegetycznych św. Ambrożego. Jest to "Wykład Ewangelii według św. Łukasza". Cytowany fragment  poświęcony jest Zmartwychwstaniu:

   158. Lecz zwróćmy uwagę na same słowa nakazu: "Nie dotykaj mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca mego, ale idź do braci moich i powiedz im: Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego, Boga mego i Boga waszego". Dlaczego, Panie Jezu, nie wstępujesz? Jakże odchodzisz, skoro w ręce Ojca powierzyłeś ducha? Lub kiedy możesz być nieobecny, skoro zawsze jesteś w Ojcu i zawsze z Ojcem. Zresztą sam powiedziałeś: "Jeśli zstąpię do otchłani, tam jesteś. Jeśli wezmę skrzydła moje przed brzaskiem i będę mieszkał na końcu morza, albowiem tam mnie poprowadzi ręka twoja " _ Ps 138,8-10. Jakże wstępujesz, skoro zawsze wszędzie jesteś?

   159. Zstąpiłeś zaiste, Synu Człowieczy, a zstąpiłeś nie porzucając Ojca, lecz zstąpiłeś dla nas, abyśmy duchem szli za Tobą, nie mogąc Cię widzieć oczami. Wstąpiłeś dla apostołów, którym powiedziałeś: "Kto widzi mnie, widzi i Ojca" - J 14,9. I Jan wiedział, gdzie Cię ma szukać. Szukał Cię u Ojca i znalazł i dlatego mówi "i Słowo było u Boga". Wstąpiłeś i dla Pawła, któremu nie wystarczało, i sam szedł za Tobą, pouczył nas, jak mamy podążać za Tobą, i gdzie Cię znaleźć możemy. Tak powiedział : "Jeśli więc zostaliście wskrzeszeni z Chrystusem, szukajcie tego, co w górze, gdzie jest Chrystus zasiadając na prawicy Boga" - Kol 3,1. Abyśmy zaś nie sądzili, iż mamy to czynić raczej oczami, a nie duchem, dodał: "pojmujecie to, co jest w górze, a nie, co na ziemi".

   160. A więc nie na ziemi, ani w ziemi, ani według ciała winniśmy Cię szukać, jeśli znaleźć Cię chcemy. Toteż bowiem według ciała już nie znamy Chrystusa - 2 Kor 5,16. A i Szczepan nie szukał Cię nad ziemią; widział Cię stojącego po prawicy Ojca - Dz 7,55. Maria zaś, ponieważ na ziemi Cię szukała, dotknąć Cię nie mogła. Szczepan Cię dotknął, bo szukał w niebie. Szczepan będąc wśród Żydów, widzi nieobecnego. Maria wśród aniołów nie widzi Jego obecności. Dlaczego ona nie mogła dotknąć, sam ewangelista nas poucza mówiąc, iż gdy Cię zobaczyła, nie wiedziała, iż Ty Nim (Jezusem) jesteś. Tak masz bowiem: "Obróciła się sa siebie i ujrzała Jezusa stojącego, a nie wiedziała, że był to Jezus" - J 20,14. Słusznie Maria dotknąć nie mogła, bo nie mogła widzieć; dotyka bowiem ten, kto widzi.

    św. Ambroży - "Wykład Ewangelii według św. Łukasza", PSP t. 16, Warszawa 1977, s 459-460  

niedziela, 6 sierpnia 2017

Dlaczego "Filokalia"?


   Dlaczego warto czytać "Filokalię"? Dlaczego w ogóle warto sięgać do tekstów, bardzo często anonimowych mnichów, z zamierzchłej przeszłości?
  Na tak postawione pytania trudno znaleźć jednoznacznie brzmiące odpowiedzi. Napisano na ten temat setki stron, udzielano  odpowiedzi naukowych, emocjonalnych,  odpowiedzi zachęcających do lektury, ale także i wyśmiewających.
  A jaka jest w takim razie moja odpowiedź? Krótka i znalazłem ją tekście  przypisywanym Izajaszowi Anachorecie:

   16. Ten, kto nie znajduje  pomocy w trakcie wojny, nie powinien też pokładać ufności w pokoju.

  Ten, kto nie rozwija się,  kto nie walczy z przeciwnościami, ten kto poddaje się  biegowi wydarzeń i znajduje usprawiedliwienie dla swojego lenistwa, ten nigdy nie znajdzie spokoju, gdyż tak jak pisze w innym miejscu Izajasz:

   11. Demony w swojej przebiegłości oddalają się na jakiś czas, a wtedy człowiek puszcza swoje serce samopas, myśląc, że osiągnął już spokój".

    Warto więc sięgać do tych starożytnych tekstów,zwłaszcza że ich wymowa staje się zwłaszcza dzisiaj, wyjątkowo aktualna. Z powrotem trzeba bowiem obudzić aktywność duchową społeczeństwa, a zwłaszcza zapominającej o swoich korzeniach cywilizacji zachodniej. Tym, co może z powrotem pomóc jest uświadomienie sobie wartości słów zapisanych przez w Dekrecie o Ekumenizmie przez ojców Vaticanum II:

  "...Toteż jest wskazane, by katolicy dużo częściej sięgali po te duchowe bogactwa Ojców wschodnich, które wznoszą człowieka całkowicie ku kontemplacji rzeczy Bożych.  Niech sobie wszyscy uświadomią, że dla wiernego strzeżenia pełni tradycji chrześcijańskiej i dla pojednania chrześcijan wschodnich z zachodnimi niesłychanej wagi jest zapoznanie się, uszanowanie, poparcie i podtrzymanie przebogatej spuścizny liturgicznej i ascetycznej Wschodu". - DE 15.

  Właśnie "Filokalia" są częścią, i to niezwykle istotną częścią, spuścizny ascetycznej Wschodu. Bez powrotu do tej spuścizny, do jej bardziej bezpośredniego wpływu na nasze życie grozi nam powolne usychanie. Bardzo wyraźnie mówił o tym papież Franciszek,  zaledwie trzy lata temu,  przemawiając na forum Rady Europy:

    "Jeśli utracone zostaną korzenie, pień powoli staje się pusty w środku i umiera, a gałęzie – niegdyś bujne i proste – chylą się ku ziemi i opadają. Na tym polega być może jeden z najbardziej niezrozumiałych paradoksów wyizolowanej mentalności naukowej: aby zmierzać ku przyszłości potrzebna jest przeszłość, konieczne są głębokie korzenie, potrzebna jest także odwaga, by nie ukrywać się przed chwilą obecną i jej wyzwaniami. Potrzebna jest pamięć, odwaga, zdrowa i ludzka utopia - przekonywał papież."

  Potrzebna jest nam przeszłość, pochylenie się nad dziedzictwem przeszłości i, co chyba jest najważniejsze, zrozumienie tego, o czym nam dzisiaj mówi.

   O tym jak bardzo zdezaktualizowały się w naszych czasach zawzięte spory teologiczne i liturgiczne
z przeszłości, jak inaczej teraz spoglądamy na dokumenty historyczne i jak inaczej je teraz odczytujemy - niech przykładowo świadczy wspólny komunikat papieża Jana Pawła II i katolikosa ormiańskiego Karekina II podpisany w Rzymie 9 XI 2000r.
    Przypomnę, że katolikos jest zwierzchnikiem kościoła ormiańskiego który od czasu synodu w Dwinie odbytego - uwaga!! 21 marca 555 roku - usamodzielnił się i zerwał łączność zarówno z Konstantynopolem jak i Rzymem. Czyli przez 1500 lat był określany jako "schizmatycki" a mimo to, oto co czytamy w tym komunikacie:

"Uznajemy także, że zarówno Kościół katolicki, jak i Kościół ormiański posiadają
prawdziwe sakramenty, nade wszystko zaś - na mocy apostolskiej sukcesji biskupów
- kapłaństwo i Eucharystię (...) Kościół katolicki i Kościół ormiański są
spadkobiercami długiej historii wzajemnego szacunku i uważają, że ich ODMIENNE
TRADYCJE TEOLOGICZNE, LITURGICZNE I KANONICZNE NIE SA SPRZECZNE, ale raczej
wzajemnie się uzupełniają" - cyt. za Osservatore Romano polskie wydanie 2001 nr 3, s.24.
 Podkreśliłem właśnie dużymi literami te jakże znamienne słowa. Historia zatoczyła koło, słowa które jeszcze 100 lat temu byłyby nie do pomyślenia dzisiaj padają z ust zwierzchników dwóch Kościołów - a jednocześnie każdy z nich pozostaje przy swojej wielowiekowej tradycji które nie są sprzeczne, one uzupełniają się.
   Tak więc nie uważam, aby problemem było odkrywanie naszej przeszłości i czasem nowa interpretacja wydarzeń historycznych i sporów teologicznych. O tym zawsze trzeba rozmawiać, tym bardziej, że nie są to kwestie dogmatyczne.

  Wystarczy przecież tylko uzmysłowić sobie, że ekumenizm nie jest odkryciem naszych czasów. Zawsze istnieli zwolennicy dialogu religijnego - tylko ich głos był zbyt nikły i cichy, a wystarczyło chociażby przeczytać słowa Ormianina żyjącego w XII wieku - Nersesa z Lambronu .który tak pisał:

"Jeśli o mnie chodzi - Ormianin jest jak łacinnik, łacinnik jak Grek, Grek jak
Kopt, Kopt jak jakobita (...) Dzięki łasce Chrystusa łamię wszystkie dzielące
nas bariery, dzięki temu moje dobre imię sięga Kościołów - łacińskiego,
greckiego i jakobickiego, jak również do Armenii, gdyż pozostaję niewzruszony
pośród nich, nie skłaniając się ku ich partykularnym tradycjom" - cyt. za K.
Sopka - Armenia Christiana, s. 294 - Kraków 2002.

Temu właśnie ma służyć znajomość Tradycji, poznaniu i uzmysłowieniu sobie jak bardzo różnorodne jest chrześcijaństwo. Tradycja ma służyć wszystkich wierzących a nie tylko jak pisał ten żyjący 800 lat temu Ormianin "partykularnym tradycjom".

  Dzisiaj, coraz bardziej odczuwamy, jak bardzo niewłaściwe są "partykularne interesy", jak bardzo potrzebna jest nam jedność i powrót do źródeł. Świat zmienia się na naszych oczach i tym bardziej potrzebuje odnowy, gdyż  zbyt łatwo ulegamy złudzeniu względnej stabilizacji, a tym samym szybko możemy ulec "trzyrogiemu demonowi" - "żarłoczności, próżności i nieczystości" o czym tak przejmująco pisze Jan Klimak  w "Drabinie raju":

   Rozdział 27/B 44 "Pewnego razu siedziałem w swej celi, pogrążony w lenistwie. Zamierzałem zrezygnować i myślałem o opuszczeniu celi. Wtedy przyszli do mnie jacyś mężowie i zaczęli błogosławić mnie jako hezychastę. Duch lenistwa ulotnił się natychmiast, przegnany przez próżność, ja zaś zdumiałem się, z jaką szybkością i łatwością trzyrogi demon rozprawił się z pozostałymi duchami".

  Niesłychanie łatwo ulec wszelkim możliwym złudzeniom jakie podsuwa nam świat i dlatego warto nieustannie pamiętać o ostrzeżeniu jakie możemy znaleźć w traktacie Izajasza Anachorety:

  20. Bracie! Przypatruj się sobie codziennie, badaj swoje serce, czy jest w nim jakaś namiętność w obliczu Boga? I wyrzuć ją  ze swojego serca, aby nie zapadł na ciebie ciężki wyrok".

   A przecież, zawsze, nawet w obliczu największego zagrożenia, nawet wtedy gdy opuszczają nas siły i może wydawać się, że nie jesteśmy w stanie poradzić sobie ani z własnymi słabościami, ani z zagrożeniami zewnętrznymi, i gdy górę bierze lenistwo - warto pamiętać, że:
  "..we wszystkim, co czynisz, trzymaj się Boga, ponieważ przygląda się każdej twojej myśli, a nigdy nie będziesz grzeszył. Jemu chwała na wieki. Amen." - tak brzmią ostatnie słowa traktatu Izajasza Anachorety.  Niesłychanie proste słowa, ale słowa które niosą jakże pozytywne przesłanie. Takie właśnie słowa są korzeniami naszej cywilizacji i na nich budowano przyszłość, zwłaszcza wtedy gdy  wydawało się, że świat zginie w ogniu pożarów.

    Nauka lubi porządek, a już zwłaszcza ludzie o poglądach racjonalistycznych nieustannie podkreślają potrzebę dokładności. Problem polega na tym, że taka dokładność nie zawsze jest możliwa, bo jak tak naprawdę określić kiedy w dziejach świata kończy się jedna epoka a zaczyna następna? Ale w szkołach wymaga się jednak podawania konkretnych dat. I tak najczęściej przyjmuje się, że koniec starożytności wyznacza kres panowania ostatniego rzymskiego cesarza Romulusa Augusta czyli rok 476. I jeszcze jedna, znamienna data ,ważna dla nas - data powstania Unii Europejskiej związana z tzw. deklaracja Schumanna czyli rokiem 1950.

Tylko, czy tak naprawdę, są to daty które warte są zapamiętania? Czy koniec Imperium Romanum a tym samym koniec starożytności to data abdykacji ostatniego, marionetkowego cesarza?

Przenieśmy się za pomocą wyobraźni nad Ren w okolice dzisiejszej Moguncji. Oto zimowy, mroźny dzień 31 grudnia 406 roku. Na granicy rozciągającej sie wzdłuż liczącego ponad 1000 km Renu stoją liczne strażnice strzeżone przez legiony rzymskie. Za rzeką ciągną się nieprzebyte puszcze - dzika kraina zaludniona przez barbarzyńskie plemiona. Ale tej mroźnej nocy na rzymską Galię runęły zastępy trzech plemion germańskich Wandalów, Swebów i Alanów. Ta noc zmieniła na zawsze losy krajów określanych jak Zachód. Tej mroźnej nocy następuje tak naprawdę kres Rzymu i kres pax romana.

Dla współczesnych było to wydarzenie tak doniosłe, że znamy dokładnie datę dzienną tego ataku. Liczne świadectwa opowiadają o grozie tych dni. Wydawało się, że zbliża się naprawdę koniec świata. Nawet do pustelni św. Hieronima w Betlejem docierają niosące grozę relacje z tej pożogi nocy grudniowej i w r. 409 pisze on znamienne słowa: - "Co jest ocalone, jeśli ginie Rzym!"
A tak opisuje wydarzenia tamtych dni Oriencjusz biskup Auch miasta leżącego w Akwitanii czyli na południu dzisiejszej Francji:
 
  "Wszyscy w umęczeniu oczekują końca starego świata , a już nadchodzą jego dni ostatnie. Spójrzcie, jak szybko śmierć zwyciężyła świat i ileż potężnych ludów rzuciła na kolana siła wojny... Cała Galia dymiła jak wielki stos."
 
 
     Nawała ludów określanych jako barbarzyńskie przetoczyła się przez kraje dzisiejszej zachodniej Europy jak walec. Jedynie nieliczne miasta stawiły skuteczny opór, tak jak chociażby Tuluza gdzie obroną kierował biskup Eksuperiusz. Nawet dumny Rzym musiał otworzyć bramy przed wodzem Wizygotów Alarykiem i 24 sierpnia 410 rok cały ówczesny świat obiegła hiobowa informacja - Roma capta - Rzym padł.
Negocjujący z zwycięskim wodzem przedstawiciele Rzymu usłyszeli żądania - oto jego żołnierze zabiorą z miasta wszystko co przedstawia jakąkolwiek wartość . Żądania powyższe wzbudziły gwałtowne protesty.
- Ależ - histerycznie zareagowali wysłannicy - co nam wobec tego pozostanie?
Alaryk zrobił pauzę: - "Życie".

Co jest tak naprawdę warte w świecie, który każdego dnia może przynieść zniszczenie i pożogę która zmiecie to co materialne? Czy potrzeba dopiero grozy zniszczenia aby docenić to co nieprzemijające?

Nadzieja dla ginącego rzymskiego świata i dla Europy opanowanej przez plemiona germańskie zakładające na gruzach dawnego imperium nowe państwa przyjdzie z najbardziej nieoczekiwanego kierunku.
Oto w czasie zawieruchy w r. 432 ląduje na brzegu Irlandii - wyspy leżącej poza rzymskim limesem - Patryk, samotny kapłan ale już biskup i oto dokonuje się niezwykły cud. Oto jeden człowiek w trakcie 30 lat swojej posługi dokonuje rzeczy niezwykłej. Gdy umiera w roku 461 może z dumą powiedzieć że oto zastał Irlandię pogańską a pozostawił chrześcijańską.

Kres Rzymu nie nastąpił wraz z abdykacją ostatniego cesarza - on nastąpił ostatniego dnia roku 406, podobnie jak zjednoczenie Europy nie dokonało się w 1950 roku - ono tak naprawdę dokonało się w r. 432

   Dlaczego właśnie wtedy? - Otóż to właśnie Irlandczycy, a konkretnie mnisi irlandzcy, ocalili naszą cywilizację. Bo to ich dziełem było zachowanie tradycji i spuścizny cywilizacji grecko-rzymskiej. Po prostu nieustannie przepisywali księgi. I to dzięki nim znamy nie tylko pisma Ojców Kościoła, ale także wszelkich myślicieli umarłego już świata. I nawet jeżeli te pisma uważali wręcz za szkodliwe dla wiary - to jednak je przepisywali. Następne wieki, to ich nieustanna wędrówka po całej ówczesnej Europie, a w ślad za nimi na dwory nowo powstałych królestw trafiały także księgi. Nie czynili tego dla własnej chwały lecz - "pro amore Dei"

Dlaczego snuje te historyczne rozważania?  Oto dzisiaj, tak jak w 406 roku za granicami dzisiejszego świata gromadzą sie cienie. Wtedy też na tereny Imperium przenikały nieliczne na razie grupy członków plemion barbarzyńskich zwabionych potęgą pieniądza i omamione dobrobytem. Podobnie dzieje się i dzisiaj i podobnie jak wtedy pozornie zjednoczona Europa przyciąga swoja potęgą finansową, złudnym pojęciem tolerancji - tylko, że podobnie jak Rzym buduje swoją potęgę nie na tradycji, na wspólnych korzeniach, tylko wręcz odwraca się od nich tyłem.
Dzisiejsza Europa uważa, że jej zjednoczenie nastąpiło dopiero w ostatnich latach wraz z podpisywaniem kolejnych traktatów, stworzeniem konstytucji i przyjmowaniem nowych krajów w swoje szeregi . Czym to się różni od rzymskich podbojów i odgórnego narzucania swojego prawa dla innych narodów?
Europa zapomniała że tak naprawdę została stworzona przez tych prostych mnichów irlandzkich o których z taką pogardą wyraził się XIX wieczny premier angielski, przedstawiciel nowego, oświeconego społeczeństwa B. Disraeli -
"Irlandczycy nienawidzą naszego porządku, naszej cywilizacji, naszego dynamicznego przemysłu, naszej czystej religii... Ich idea ludzkiego szczęścia to na przemian klanowe burdy i nieokrzesane bałwochwalstwo - czyli katolicyzm"

Czy powyższe słowa czegoś nam nie przypominają? Czy w podobny sposób dzisiejsze oświecone elity nie mówią  juz nie o konkretnym narodzie, tylko w ogóle o chrześcijaństwie?


    Warto zadać sobie pytania o przyszłość, i jednocześnie  sięgnąć do pamięci historycznej - tym bardziej że nad zadufaną i sytą Europę ponownie nadciągają groźne chmury i ponownie tylko chrześcijaństwo stoi na straży prawdziwego humanizmu.
 
 
Irlandzkie krzyże sprzed półtora tysiąca lat nieustannie stoją i przypominają o chrześcijańskich korzeniach naszej cywilizacji i wzywają  Europę słowami hymnu przypisywanego apostołowi Irlandii św. Patrykowi do nieustannego powrotu do korzeni, gdyż podnosimy się dzięki:

Wstaję dziś
Za sprawą potężnej mocy wezwania Trójcy Św.,
Za sprawą wiary w troistość Boga,
Za sprawą wyznania głoszącego jedyność
Stwórcy Stworzenia


   

poniedziałek, 31 lipca 2017

Teksty z "Filokalii" - Pseudo-Antoni Wielki. Izajasz Anachoreta


   Oto, mam przed sobą długo oczekiwaną książkę. Jest to pierwszy fragment monumentalnego dzieła,, jakim jest pierwsze tłumaczenie na język polski zbioru tekstów znanego jako "Filokalia".  Praca, jaką wykonali pierwsi kompilatorzy tego zbioru  - dwóch greckich mnichów, Makary z Koryntu i Nikodem Hagioryta jest niezwykła. Oto, pod koniec XVIII wieku, w epoce kiedy takie pojęcia jak mistyka, kontemplacja i w ogóle duchowość wydają się być reliktami  epoki która w kontakcie z prądami umysłowymi Oświecenia, odchodzi w zapomnienie, pojawia się dzieło  przedstawiające rozwój duchowości chrześcijańskiej począwszy od IV aż do XV wieku.
  Ten zbiór tekstów, znany jako "Filokalia" jest jakby powiewem świeżego powietrza, odkryciem świata niezwykłego, świata w którym człowiek odkrywa kim tak naprawdę jest.
  "Filokalia' - oznacza umiłowanie piękna, podobnym terminem jest - "Filozofia" - umiłowanie mądrości.  Można powiedzieć, że oba pojęcia są w pewien sposób charakterystyczne dla dróg jakimi podążyły Wschód i Zachód - chrześcijaństwo łacińskie i greckie. A przecież to nadal jest jedno chrześcijaństwo.






   Jako swoiste preludium przed wydaniem pierwszego tomu "Filokalii", a potem następnymi, wydane zostały teksty dwóch autorów. Tak naprawdę nie wiemy kim był autor pierwszego tekstu przypisywanego św. Antoniemu, najprawdopodobniej był  to ktoś  gruntownie wykształcony w duchu synkretycznej filozofii późnego antyku.  Filozof nawrócony na chrześcijaństwo, raczej na pewno nie był to mnich.
 Drugi autor - Izajasz Anachoreta jest mnichem, i czytając  skromny tekst zachowany pod jego imieniem od razu możemy zauważyć różnice  w tym co możemy nazwać dążeniem do życia cnotliwego, życia godnego.
"Wszelkie rodzące się w duszy ludzkiej dobro zostaje posiane przez Słowo Boże, które było na początku u Boga i ono właśnie stanowi owoc królestwa Bożego" pisze Orygenes w "Komentarzu do Ew. Mateusza" 10,2. Słowo jest u nas obecne poprzez działanie Ducha dzięki któremu możemy odkryć istotę życia chrześcijanina polegającą na takim przekształceniu naszej duszy i ciała, aby było ono uduchowione.
   Pierwszy autor w swoim traktacie praktycznie w ogóle nie mówi o modlitwie, nie odnosi się także do tekstów biblijnych.  Będąc chrześcijaninem, w zasadzie posługuje sie terminologią filozoficzną. Głosi konieczność panowania nad namiętnościami przy pomocy kontroli rozumu , natomiast  u Izajasza mamy natomiast z o wiele większym podkreśleniem roli duszy, potrzeby utrzymania czujności emocjonalnej.

   Treść obu traktatów odzwierciedla w pewien sposób odwieczny konflikt pomiędzy filokalią a filozofią. Konflikt genialnie oddany przez słynnego malarza Rafaela:




    Ten znaczek wydany w 1978 roku przez pocztę Grecji przedstawia fragment słynnego fresku Rafaela – „Szkoła ateńska”. Widzimy na nim pogrążonych w dyspucie dwóch najsłynniejszych filozofów greckich: Arystotelesa i Platona. Platon z wzniesioną do góry dłonią pokazuje na niebo jako źródło inspiracji i idei, natomiast Arystoteles wskazuje na ziemię i przyrodę jako to, co winno stanowić podstawę wszystkich naszych dążeń i planów. Zderzenie dwóch koncepcji i źródeł inspiracji. Mówiąc językiem filozofów: realizm i idealizm. Ale czy jedno wyklucza drugie?

   W bardzo ciekawej książce H. Nussbaumera - austriackiego dziennikarza, który przez lata pielgrzymował na górę Atos - "Odkryć w sobie mnicha", zapisane są słowa  biskupa prawosławnego, a jednocześnie mnicha, który nie ma poczucia konfliktu pomiędzy teologią, w tym przypadku filokalią  a filozofią. Dla niego mądrość to Sophia - prawdziwa mądrość, której źródłem jest modlitwa:

    "Atos nie zajmuje się teologią - jest teologią. Tu nie ma o czym dyskutować. Mnisi nie mają żadnych wątpliwości. Tu się wierzy. Wszystko poza tym jest herezją".

I właśnie o tym, moim zdaniem, sa teksty zgromadzone w tym niezwykłym kompendium duchowości jakim jest właśnie "Filokalia". O tym, co tak pięknie ubrał w słowa J.-Y. Leloup w swojej książce "Hezychazm zapomniana tradycja modlitewna": 

    "Najdrobniejszy akt czystej miłości zdaje się większy niż największa z katedr".

    Trudno jest mi ocenić, nie posiadając  odpowiednich kwalifikacji, poziom tłumaczenia. Pomimo, że tekst przypisywany Antoniemu  Pustelnikowi, należy do rzadko tłumaczonych tekstów, to fragmenty tego traktatu były już wcześniej tłumaczone przez ks. Naumowicza.  Warto porównać oba tłumaczenia, przykładowo taki fragment:

   40. Nie jest możliwe, aby ktoś nagle stał się dobry i mądry. Do takiej przemiany potrzebne jest niestrudzone ćwiczenie, ciągła i długotrwała asceza oraz pragnienie dobrych czynów. Człowiek prawy i miły Bogu, który prawdziwie Go zna, nie przestaje żarliwie czynić tego wszystkiego, co podoba się Panu. Tacy ludzie należą jednak do rzadkości..
   - powyższy fragment został zamieszczony w: Vox Patrum 32-33 s. 453, Lublin 1998

A tak brzmi powyższy fragment w tłumaczeniu Cezarego Dobaka zamieszczony w cytowanej książce zawierającej  dwa wzmiankowane traktaty:

   40. Nie sposób stać się mężem dobrym i mądrym w krótkim czasie, ale osiąga się to mozolną medytacją, odpowiednim sposobem życia, doświadczeniem, nakładem czasu, ćwiczeniem i pragnieniem dobrych czynów. Człowiek dobry i miły Bogu, który go prawdziwie Go poznaje, nie ustępuje w obfitym czynieniu tego, co Mu się podoba. Rzadko jednak znajdują się tacy ludzie.

  Muszę stwierdzić, że właśnie drugie tłumaczenie bardziej do mnie trafia, jest takie jakby bardziej miękkie, bardziej wschodnie - jeżeli mogę użyć takiego sformułowania. Pierwsze tłumaczenie jest jakby bardziej ostre, zdecydowane, właśnie bardziej zachodnie. Myślę, że właśnie takie tłumaczenie lepiej oddaje sposób myślenia ludzi Wschodu. Natomiast umieszczenie w tym zbiorze tekstu przypisywanego Antoniemu jest jakby pewnego rodzaju duchową rozgrzewką przed kolejnymi etapami. Tutaj nie ma jeszcze miejsca na osobistą relację, na to co przyjdzie czas później. Teraz uczymy się korzystać z naszej wolnej woli:

  "67. Kiedy chcesz, jesteś niewolnikiem namiętności. Kiedy chcesz, jesteś wolny i nie pochylasz się przed namiętnościami. Albowiem Bóg tak cię uczynił, że masz wolną wolę, i ten, kto zwycięża namiętności ciała, zostaje uwieńczony niezniszczalnością. Jeśli nie byłoby namiętności, nie byłoby przecież także cnót ani też wieńców, darowanych przez Boga tym wśród ludzi, którzy są ich godni. 

  Wieniec spoczywający na skroniach zwycięzcy, motyw bardzo często spotykany w literaturze antycznej, a tym samym obecny także  w literaturze chrześcijańskiej. Ale to jest jakby dopiero pierwszy etap, moment przejścia do dalszego rozwoju duchowego, do tego co możemy wyczytać w traktacie  Izajasza:

  "22. Pilnuj się zatem, aby nic zgubnego nie oddaliło cię od Bożej miłości, oraz panuj nad swoim sercem. Nie ustawaj, mówiąc : "Jak mam go strzec, skoro jestem grzesznikiem?" Gdy człowiek porzuci swoje grzechy i zwróci się do Boga, jego pokuta odrodzi go i uczni całego nowym."

 Pierwsze zwycięstwo i pierwszy wieniec to trochę za mało. Nie można bowiem spocząć na laurach, lecz  odnaleźć siebie w nieustannym dialogu, w nieustannej rozmowie.

    Słynny rosyjski mistyk, "stariec" Serafin z Sarowa tak pouczał jednego z swoich duchowych synów:
"Oni (księża) powiedzieli ci: <Idź do kościoła, módl się do Boga, zachowuj przykazania Boże, czyń dobro. To jest celem twojego chrześcijańskiego życia! > Nie wyrazili się jednak w sposób prawidłowy. Modlitwa, post, czuwanie i wszystkie inne akty chrześcijanina, chociaż same w sobie są wspaniałe, nie są jako dzieła celem życia chrześcijańskiego, będąc jednak środkiem niezbędnym, aby je osiągnąć. Prawdziwy cel naszego życia chrześcijańskiego polega na osiągnięciu Ducha Bożego, łaski Ducha Świętego".

To - co powszechnie uważa się za literę czyli obrzędy, rytuały, formułki prawne - nie jest celem życia chrześcijanina. Jeżeli poprzestanie tylko na tym, to straci kontakt z Duchem. Będzie to chrześcijaństwo które stanie się ideologią a nie wiarą. Ale też nie można tego odrzucać, są to bowiem niezbędne środki do osiągnięcia prawdziwego celu jakim jest uduchowienie.
 
  Nie pamiętam gdzie znalazłem cytowaną wypowiedź Serafina, ale wydaje mi się, że jest ona logiczną kontynuacja drogi jaką rozpoczynamy ćwicząc się w cnotach . Nie można jednak na swojej drodze zapominać, że nie można żyć będąc jednocześnie uwiązanym w przeszłość i przyszłość. Jesteśmy tu i teraz, a przed nami jest tylko wieczność. Ale nie oznacza to, jak myślę, braku pamięci, gdyż  tak jak powiedział papież Franciszek w kazaniu na uroczystość Zesłania Ducha Świętego w 2014 roku:
"Chrześcijanin bez pamięci nie jest prawdziwym chrześcijaninem, jest więźniem chwili, który nie umie uczynić skarbu ze swej historii, nie umie odczytać jej i przeżywać jej jako dziejów zbawienia.".

  Myślę, że właśnie "Filokalia" sa takim skarbem naszej historii, drogowskazem, wskazówką. I tylko od nas zależy czy zatrzymamy się na etapie zdobycia pierwszego wieńca, czy pójdziemy dalej.
  To na razie pierwsze luźne uwagi po dość pobieżnej lekturze pierwszych dwóch traktatów zamieszczonych w "Filokalii" - teraz pora na lekturę bardziej uważną, a co za tym idzie na następne refleksje dotyczące tych tekstów.