piątek, 11 lipca 2014

Ireneusz z Lyonu - O źródłach prymatu Rzymu

 Jednym z najciekawszych i ważnych świadectw dotyczących rozumienia prymatu biskupa Rzymu jest fragment dzieła żyjącego w II wieku biskupa Lyonu - Ireneusza. Ten pochodzący z Smyrny a więc z Wschodu uczeń św. Polikarpa , jednego z uczniów Apostolskich, pozostawił po sobie fundamentalne dzieło skierowane przeciwko gnostykom którzy bardzo mocno zagrażali jedności powstającego Kościoła poprzez swoją błędną naukę o Chrystusie.
Polemika z gnostykami była prowadzona bardzo intensywnie. Prym wiodło w tym środowisko aleksandryjskie, najlepiej do tego przygotowane intelektualnie. Ale  oprócz tego rodzaju przeciwstawiono się  rozpowszechnionym wśród gnostykom różnego rodzaju prywatnym "objawieniom"  istniejącą i już wtedy uznawaną za niezwykle ważną Tradycję Apostolską . Także Ireneusz w swoim dziele "Adversus haereses (Przeciw herezjom)"  - twierdzi, że prawdziwa wiara przetrwała w Kościołach założonych przez apostołów dzięki nieprzerwanej sukcesji apostolskiej.. To właśnie dzięki tej tradycji można być pewnym że jest to gwarancja prawdziwości nauki chrześcijańskiej w opozycji do podejmowanej przez gnostyków swoistej prywatyzacji wiary - a więc pozostawieniu pewnego marginesu dla indywidualnej interpretacji Objawienia
    Szczególne znaczenie Kościoła rzymskiego jako tego gwaranta ciągłości i niezmienności przekazu wiary polega bowiem nie tylko na tym  że można przekazać dokładny przebieg sukcesji biskupów, a tym samym jest więc jawnym wyrazem ciągłości apostolskiego nauczania. Ale ten autorytet to nie tylko na ciągłości nauczania, ale przede wszystkim na "założeniu" tego Kościoła przez apostolskie nauczanie Piotra i Pawła. Ważna jest ciągłość przekazywania władzy, ale jeszcze ważniejsze jest przekazywanie nauczania apostolskiego.
    Ks. Myszor  pisze: "Z dotychczasowych badań i analiz wynika w każdym razie dość jasno, że nie chodzi o autorytet jurysdykcyjny Kościoła rzymskiego. Kościół rzymski w ujęciu Ireneusza jawi się raczej jako wzór apostolskiego nauczania, "katolicki" w znaczeniu wzoru wszystkich Kosciołów "katolickich", które odwołują się do apostolskiego nauczania. Wydaje się rzeczą niemożliwą, aby inne Kościoły apostolskiego nauczania nie zgadzały się z jego nauczaniem".

    Przejdźmy w tym momencie do lektury odpowiedniego fragmentu z dzieła Ireneusza z Lyonu:

                                 Adversus haereses - ks. III, 2-3

     2. Tak właśnie czynią heretycy. Gdy bowiem powołujemy się na pisma apostolskie, oni podnoszą przeciwko nim rozmaite zastrzeżenia. Powiadają albo że tekst jest w danym przypadku niejasny, albo że odnośne pismo jest nieautentyczne, albo że cytowany ustęp można rozmaicie rozumieć, albo wreszcie, że tylko ten potrafi odgadnąć prawdziwą myśl zawartą w słowie pisanym, kto oprócz tego zna niepisaną tradycję. Jako uzasadnienie przytaczają słowa Pawła: "Mądrość głosimy między doskonałymi, ale nie mądrość tego świata" - 1Kor 2,6., słowa niewątpliwie słuszne, tylko że przez ową "mądrość" każdy z nich rozumie co innego, mianowicie to, co sam wymyślił, lub raczej sobie uroił. Stąd też raz znajdują prawdę u Walentyna, innym razem u Marcjona, kiedy indziej u Cerynta, a jeszcze kiedy indziej u Bazylidesa lub nawet u jego adwersarza, oczywiście także heretyka. Każdy z nich bowiem jest tak bezczelny, że nie wstydzi się uważać siebie za jedyną normę prawdy.
     Kiedy zaś odwołujemy się do tradycji ustnej, przekazanej nam przez apostołów, a przechowującej się w Kościołach pod strażą kolejno po sobie następujących prezbiterów, wzruszają pogardliwie ramionami twierdząc, że sami są mądrzejsi niż wszyscy prezbiterzy razem wzięci, ba, nawet niż apostołowie, ponieważ wykryli rzekomo czystą, niesfałszowaną prawdę. Według nich bowiem apostołowie domieszali do autentycznych słów Pańskich szereg elementów przejętych z Prawa Starego Zakonu, co więcej, nie tylko apostołowie dostosowywali się do poziomu, wierzeń i upodobań swych słuchaczy, lecz nawet sam Pan przemawiał raz z pozycji czcicieli demiurga, innym razem z pozycji zwyczajnego, szarego człowieka, a tylko od czasu do czasu z pozycji tych wyjątkowych jednostek, które zdolne są wznieść się na szczyty doskonałej wiedzy. Oczywiście jest to bezwstydne bluźnierstwo; dowodzące, że nasi przeciwnicy nie zgadzają się z nami nie tylko gdy chodzi o Pismo święte, lecz także gdy chodzi o tradycję.
     Jak widzisz, mój drogi, musimy walczyć z ludźmi, którzy niby węże wyślizgują się, z jakiejkolwiek strony do nich podchodzimy. Toteż w polemice z nimi nie wolno nam pomijać żadnego aspektu, jeśli siłą argumentacji chcemy bodaj niektórych z nich sprowadzić na drogę prawdy. Przyznaję, że niełatwo wydobyć duszę ludzką z sideł błędu, gdy już w nie wpadła; z pewnością wszakże można niejedną przynajmniej uchronić przed zbłądzeniem, pokazując jej, jak wygląda prawda.
     3. Dostrzec zaś prawdę zdoła każdy człowiek dobrej woli, o ile tylko dobrze zapozna się z tradycją apostolską, głoszoną publicznie i jawnie we wszystkich gminach kościelnych na całym świecie. Otóż choć potrafimy wymienić biskupów, których w rozmaitych Kosciołach mianowali jeszcze sami apostołowie, choć potrafimy również wyliczyć ich następców, aż po nasze czasy, to jednak w żadnym wypadku nie stwierdzamy, by któryś z nich nie tylko nauczał, lecz nawet w ogóle słyszał kiedykolwiek coś z tego, o czym bredzą nasi heretycy. A przecież gdyby apostołowie znali jakieś ukryte tajemnice, zdradzane tylko po cichu i na osobności wybranym jednostkom, to chyba w pierwszym rzędzie przekazaliby je ludziom, których ustanawiali rządcami gmin kościelnych. Wiadomo bowiem, jak usilnie zabiegali oni o to, by ich następcami, a zarazem dziedzicami ich urzędu nauczycielskiego, byli ludzie możliwie najdoskonalsi, jako że od sprawowania się zależała albo wielka korzyść, albo wielka szkoda dla całego Kościoła.
     Oczywiście zbyt wiele miejsca zajęłoby w niniejszej księdze wyliczanie następujących po sobie hierarchów we wszystkich Kościołach; ograniczę się więc tylko do przedstawienia tradycji apostolskiej oraz nauki wiary, jaka drogą kolejnego następstwa biskupów dotarła do nas w największym, najstarszym, powszechnie znanym Kościele rzymskim, założonym i zorganizowanym przez dwóch najznakomitszych apostołów: Piotra i Pawła. Wystarczy to zupełnie do skompromitowania tych wszystkich, którzy czy z samolubstwa lub przez próżność, czy w zaślepieniu lub ze złej woli uprawiają robotę sekciarską. Z wymienionym bowiem Kościołem (rzymskim), jako przewyższającym wszystkie inne dostojnością swego apostolskiego pochodzenia, zgadza się na pewno cały Kościół, to jest wszyscy wierni na całym świecie, w sprawie przechowania tradycji odziedziczonej po apostołach.
     Tak więc zakładając i organizując Kościół w Rzymie, apostołowie powierzyli w nim władzę biskupią Linusowi, temu samemu, o którym wspomina Paweł w listach do Tymoteusza. Po Linusie nastąpił Anaklet, po nim zaś jako trzeci z kolei, objął biskupstwo Klemens, który jeszcze osobiście znał apostołów, utrzymywał z nimi stosunki i na własne uszy słuchał ich nauk, a więc był bezpośrednim świadkiem przekazywanej przez nich tradycji; nie on zresztą jedyny, bowiem wówczas żyło także wielu innych uczniów apostolskich. Gdy za tegoż Klemensa wybuchł w Koryncie ostry spór między braćmi, Kościół rzymski wysłał do nich nader poważny list, w którym usilnie nakłaniał ich do przywrócenia pokoju, a zarazem umacniał w wierze. List ten wyjaśniał między innymi również naukę świeżo właśnie przyjętą od apostołów, mianowicie, że jeden tylko jest Bóg wszechmogący, Stwórca nieba i ziemi, i człowieka, że On to zesłał potop i powołał Abrahama, wyprowadził lud wybrany z Egiptu i przemawiał do Mojżesza, dał Prawo i powoływał proroków, a także zgotował ogień wieczny diabłu i aniołom jego; że tego właśnie Boga uważają członkowie Kościołów za Ojca Pana naszego Jezusa Chrystusa. To wszystko może każdy człowiek dobrej woli wyczytać z listu Klemensowego, a tym samym poznać treść autentycznej tradycji apostolskiej, przechowującej się naówczas w Kościele (rzymskim), bowiem ów list jest starszy od wszystkich sekciarzy, którzy obecnie wymyślają ponad demiurgiem, czyli stwórcą wszechrzeczy, jeszcze jakiegoś innego Boga. Po Klemensie nastąpił Ewaryst, po Ewaryście Aleksander, po nim, jako szósty z kolei, objął stanowisko Sykstus, po nim sławny męczennik Telesfor, a dalej Hygin, Pius, Anicet, wreszcie Soter, obecnie zaś, jako dwunasty po apostołach jest biskup Eleuter. W takim to porządku, drogą nieprzerwanego następstwa dotarła do nas tradycja apostolska, z czego wynika wyraźnie, że dzisiaj wyznajemy tę samą zbawienną wiarę, jaką Kościół przejął od apostołów i pieczołowicie ją przechowując przekazał nam w nieskalanej postaci.
     Przy tej okazji nie mogę nie wspomnieć również o Polikarpie, człowieku, który nie tylko był uczniem apostołów i bezpośrednio obcował z ludźmi, którzy na własne oczy widzieli Pana, ale co więcej, przez tychże apostołów został ustanowiony biskupem Smyrny, w Azji. Znałem go sam, gdy byłem chłopcem, gdyż żył długo i dopiero jako podeszły w latach starzec zmarł chwalebną śmiercią męczeńską. Otóż ów Polikarp również zawsze głosił i przekazał Kościołowi tę naukę, którą przejął od apostołów i którą uważał za jedynie prawdziwą; jaka zaś ona była, świadczą o tym wszystkie Kościoły azjatyckie oraz następcy Polikarpa na biskupstwie. Podczas pobytu w Rzymie za papieża Aniceta, Polikarp skłonił wielu spośród wymienionych wyżej heretyków do powrotu na łono Kościoła zapewniając ich, że absolutnie nic więcej nie słyszał od apostołów ponad to, czego sam w Kościele naucza. Wiele tez osób pamięta jak opowiadał o Janie, uczniu Pańskim, że gdy ten wszedł pewnego razu do łaźni publicznej i zobaczył tam Cerynta, uciekł natychmiast tłumacząc, że boi się, by się łaźnia nie zawaliła, skoro przebywa w niej taki wróg prawdy, jak Cerynt. Innym znów razem samego Polikarpa spotkał Marcjon i zapytał go, czy go poznaje; na to biskup odpowiedział mu wprost: "Owszem, poznaję cię, ty pierworodny synu szatana". Oto, jak apostołowie i ich uczniowie wzbraniali się nawet parę słów zamienić z którymkolwiek z błędnowierców (...) Przechował nam się zresztą po Polikarpie wspaniały list do Filipian, z którego każdy człowiek dobrej woli, dbały o własne zbawienie, może sam, bezpośrednio stwierdzić, w co ten biskup osobiście wierzył i jakie prawdy wiary głosił.
     Nie mniej wiarygodnym świadkiem tradycji apostolskiej jest założony przez Pawła Kościół w Efezie, w którym, aż do czasów cesarza Trajana, przebywał Jan. 

    Tekst pochodzi z:  Marian Michalski - "Antologia literatury patrystycznej" t. 1, wyd. PAX Warszawa 1975, s.167-169
    Wincenty Myszor - "Święty Ireneusz o autorytecie Kościoła rzymskiego" w: Vox Patrum 24, Lublin 2004, s. 87-93  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz