wtorek, 11 października 2016
Tertulian - O duszy rozdz. 25 i 26
Jeden z największych moralistów chrześcijańskich, żyjący na przełomie II i III wieku po Chrystusie - Tertulian, pozostawił nam ważne i jednoznaczne świadectwa dotyczące aborcji. W tym okresie postrzeganie człowieka pozostawało w konflikcie pomiędzy poglądami gnostyckimi czerpiącymi z filozofii platońsko-orfickiej i traktującej negatywnie ciało ludzkie jako czynnik przeszkadzający w rozwoju duchowym a poglądami mającymi swoje źródło w Biblii.
Tertulian w sposób jednoznaczny stał na stanowisku iż człowieka należy postrzegać jako najbardziej podstawową, usytuowaną na poziomie ontycznym jedność duszy i ciała. Dopiero połączenie tych dwóch elementów w jedno stanowi o tym, że możemy mówić o istnieniu człowieka. To właśnie złączenie tych dwóch elementów stanowi początek życia i jednocześnie jest początkiem istnienia istoty ludzkiej.
Tym samym zabójstwo dziecka w łonie matki jest takim samym zabójstwem jak zabójstwo dziecka narodzonego, a tym samym podobnie powinno być karane.
Przejdźmy do tekstu rozdziału 25 traktatu Tertuliana "O duszy", momentami jest to dość wstrząsająca lektura.
O duszy - rozdział 25
25. Po tej dygresji wracam do właściwego zagadnienia i będę się starał wyłożyć, w jaki sposób wszystkie dusze biorą ostatecznie początek z jednej, czyli kiedy, gdzie i jak z niej się rodzą. Obojętnie mi przy tym, czy ów problem stawia filozof, czy heretyk, czy prosty człowiek. Wyznawcom prawdy nie zależy na rodzaju przeciwników, zwłaszcza tak zuchwałych jak ci, co twierdzą, że dusza nie zostaje poczęta w łonie matki i nie kształtuje się tam wraz z organizmem cielesnym ani nie bywa wraz z nim zrodzona, lecz dopiero po wydaniu płodu na świat zostaje wprowadzona z zewnątrz w nieżyjące jeszcze dziecko. Według nich nasienie przejęte w akcie spółkowania przez organa niewieście kondensuje się rzekomo pod wpływem naturalnego ruchu w samą tylko substancję organizmu cielesnego; dopiero gdy ten opuszcza łono macierzyńskie parując jeszcze jego żarem, zostaje nagle owiany zimnym powietrzem, niby rozżarzone żelazo rzucone w wodę, i pod wpływem tak gwałtownego wstrząsu nabiera od razu sił żywotnych oraz wydaje pierwszy głos. Tak stawiają sprawę stoicy z Enedydemosem, a niekiedy również sam Platon, gdy głosi, że właśnie z tym pierwszym oddechem dziecka zostaje w jego organizm wprowadzona z zewnątrz, spoza matczynego łona, dusza, która znów później wraz z ostatnim oddechem uchodzi z człowieka. Przekonamy się w dalszym ciągu, czy jest to rzeczywiście pogląd Platona. Nawet wśród lekarzy znajdujemy w osobie niejakiego Hikezjusza przedstawiciela podobnej teorii, aczkolwiek sprawa wykracza poza zasięg nauk przyrodniczych, a więc i jego kompetencji.
Przypuszczam, że tylko wstyd nie pozwalał tym ludziom dostrzec tego, o czym doskonale wiedzą wszystkie niewiasty, a przecież chyba bardziej powinniśmy się wstydzić, gdy nas niewiasty pokonują, niż gdy potwierdzają słuszność naszego poglądu. Bo któż może być w tym wypadku bardziej kompetentnym nauczycielem, sędzią i świadkiem, niż rodzaj niewieści? Powiedzcie matki, wy, które chodzicie w ciąży i rodzicie - bo ani kobiety niepłodne, ani mężczyźni nie mają tu głosu - powiedzcie, co wam naprawdę mówi wasza własna natura, gdyż tylko waszym doznaniom można wierzyć: czy nie zauważacie już w swym płodzie oznak życia, różnego od waszego własnego? Czy nie odczuwacie pod jego wpływem wstrząsu waszych wnętrzności, drżenia bioder, pulsowania całego brzucha, zmiany strony ciążenia? Czy nie cieszą was tego rodzaju poruszenia i nie upewniają, że wasze dziecię żyje? Czy natomiast nie ogarnia was lęk, gdy zauważacie, że przestaje się ono w was poruszać? Czy jeśli drga ono w was za każdym nowym dźwiękiem, nie uważacie tego za dowód, że już coś słyszy? Czy wasz organizm nie domaga się dla niego specjalnie pewnych pokarmów, a przed innymi broni? Czy nie dzielicie z nim stanów chorobowych do tego stopnia, że każdy uraz, jakiego doznajecie, odbija się od razu również wewnątrz was na odpowiednich członkach waszego dziecka? Skoro bladość lub rumieniec zależy od krwi, zatem gdzie jest krew, tam musi być i dusza; skoro zdrowie polega na przybywaniu energii witalnej, zatem gdzie jest zdrowie, tam musi być i dusza; skoro głód lub brak apetytu, wzrastanie lub zmniejszanie się, strach, ruch są objawami funkcji duszy, zatem niewątpliwie to, co owe funkcje wywołuje, żyje, bowiem kto je przestaje wykonywać, przestaje też żyć.
Wreszcie zdarza się, że niekiedy przychodzą na świat dzieci martwe; czy byłoby to do pomyślenia, gdyby nie rodziły się dzieci żywe? Bo co znaczy "zmarłe", jak nie to, że przedtem żyły? Powiem więcej; niekiedy nawet sami zabijamy dziecko w łonie matki, rzecz niewątpliwie okrutna, ale konieczna, gdy poprzeczne ułożenie płodu uniemożliwia poród; jeśliby wówczas nie pozbawiono dziecka życia, stałoby się ono zabójcą swej rodzicielki. Toteż wśród narzędzi lekarskich znajduje się nie tylko instrument do otwierania siłą, przy pomocy ruchu obrotowego, części rodnych, nie tylko okrągły nóż do ostrożnego poodcinania w ich wnętrzu członków, nie tylko tępy hak do dokonania gwałtownego porodu i wyciągnięcia niebezpiecznego płodu, lecz także lancet z brązu do zabicia płodu, do popełnienia na ślepo morderstwa ratunkowego; zwie się ów lancet "embriosfastes", jako że nim zabija się żywe dziecię. Posługiwali się tymi narzędziami i Asklepiades i Erasistratos i Hierofil (który przeprowadzał również sekcje na dorosłych) i nawet znany z łagodności Soranus - a wszyscy w przeświadczeniu, że poczęty płód żyje i że tylko z litości zabija się to nieszczęsne niemowlę, nie chcąc go żywcem rozszarpywać. O konieczności takiego mordu nie wątpił nawet wzmiankowany wyżej Hikezjusz, mimo że uważał, iż dusza wstępuje w zrodzony płód dopiero przy zetknięciu się go z zimnym powietrzem (...) Nie mówię już o tym, że znamy dzieci, które po rozcięciu brzucha matki wydobyto żywe; tak było w wypadku Libera lub Scypiona.
Jeśli zaś ktoś wzorem Platona uważa za niemożliwe połączenie w jedną całość dwóch dusz, podobnie jak dwóch ciał, to ja mu zwrócę uwagę na wypadki zjednoczenia nie tylko dwóch dusz ludzkich i dwóch ludzkich ciał w czasie ciąży, lecz również duszy ludzkiej z wielu innymi duchami, na przykład z demonem, i to nie jednym, jak u Sokratesa, nawet nie z siedmioma, jak u Magdaleny, lecz z całym legionem demonów. Skoro połączenie ludzkiej duszy ze złym duchem, posiadającym inną niż ona naturę, jest możliwe, to chyba tym bardziej możliwe jest połączenie dwóch dusz o jednakowej substancji.
Tenże Platon w szóstej księdze "Praw" każe uważać, by przez nieodpowiednie spółkowanie nie uszkodzić nasienia, bo mogłoby się to odbić ujemnie zarówno na ciele, jak na duszy dziecka. Teraz już doprawdy nie wiem, któremu z dwóch poglądów Platona mam wierzyć, skoro przecież w tym ostatnim daje on wyraźnie do poznania, że dusza nie bywa wprowadzona w noworodka dopiero wraz z pierwszym jego oddechem, lecz zostaje mu przekazana już razem z nasieniem, na które dlatego właśnie trzeba uważać. I słusznie, bo jeśliby nasze dusze nie wywodziły się z nasienia duszy naszych rodziców, to skądże byśmy w takim razie byli do nich podobni pod względem dyspozycji psychicznych, jak to zauważył Kleantes? Na jakiej tez podstawie liczyliby starożytni astrologowie czas narodzin człowieka od momentu jego poczęcia, gdyby nie od tego momentu poczynała istnieć jego dusza, jako że przecież jej właśnie losy zależą rzekomo od położenia gwiazd? (...)
O duszy - rozdział 26
26. W jakiż jednak sposób następuje poczęcie istoty żywej? Czy równocześnie powstaje substancja jej ciała i substancja jej duszy, czy też jedna wcześniej, a druga później? Według nas obie substancje zostają równocześnie poczęte, utworzone i ukształtowane, tak samo jak później obie równocześnie bywają wydawane na świat; nie ma żadnej kolejności w czasie ich poczęcia. Wnioskujemy w tym wypadku po prostu z końca o początku. Jeśli śmierć pojmujemy jako odłączenie duszy od ciała, to i przeciwieństwo śmierci, czyli życie, musimy chyba nie inaczej pojmować, jak jako połączenie duszy z ciałem. Skoro zaś przy śmierci rozłączenie obu substancji następuje równocześnie, zatem i przy ożywianiu połączenie ich musi się dokonywać według tej samej zasady, to jest równocześnie. Właśnie dlatego życie każdej istoty zwykliśmy liczyć od momentu jej poczęcia, ponieważ od tego momentu przyznajemy jej duszę; odtąd bowiem istnieje dusza, odkąd i życie, Rozłączenie powodujące śmierć następuje tak samo jak połączenie dające życie. Jeślibyśmy natomiast poczęcie ciała uważali za wcześniejsze od poczęcia duszy, to według tej samej kolejności musielibyśmy odróżniać i czas ich zapładniania. Ale w takim razie kiedy właściwie następuje zapłodnienie ciała, a kiedy zapłodnienie duszy? Nie dość na tym: odróżniając czas zapłodnienia, musielibyśmy przyjąć także dwie różne materia zapładniające. Bez wątpienia, przyjmujemy i my dwa rodzaje nasienia : cielesne i duchowe, ale zarazem podkreślamy, że są one od siebie nieoddzielne, wskutek czego współistnieją zawsze razem, w tym samym czasie.
Nie wstydźmy się jasno mówić o takich sprawach, gdy tego wymaga konieczność. Naturę trzeba czcić, a nie wstydzić się jej; spółkowanie jest wstydliwe nie samo w sobie, lecz ze względu na łączącą się z nim rozkosz zmysłową; nie sama rzecz jest nieczysta, lecz jej nadużywanie, bo samą rzecz Bóg pobłogosławił, mówiąc: "Rośnijcie i rozmnażajcie się", przeklął zaś tylko jej wypaczenie w formie cudzołóstwa, gwałtu, czy domów rozpusty. Otóż w samym akcie spółkowania, w którym mężczyzna łączy się z niewiastą, współdziała, jak wiadomo, i dusza, i ciało: dusza pożądając, ciało działając, dusza instynktownie, ciało aktywnie. Gdy zatem następuje równoczesne zespolenie dwojga ludzi, z których każdy doznaje wstrząsu, wówczas fermentuje od razu nasienie całego człowieka, przejmując z substancji jego ciała wilgoć, a z substancji jego duszy ciepło (...). By uzasadnić me twierdzenie, pytam , ryzykując nieco wstydliwość: czy w momencie, gdy żar rozkoszy zmysłowej dochodzi do szczytu, nie czujemy sami, że równocześnie coś uchodzi także z naszej duszy? Przecież dlatego właśnie ogarnia nas wówczas oszołomienie i bezwład, tak że aż ciemno robi nam się przed oczami, ponieważ wtedy nasza dusza wydycha z siebie nasienie duchowe, podobnie jak nasze ciało wysącza w postaci cieczy nasienie cielesne.
Po prostu powtarza się za każdym razem to, co stało się niegdyś na samym początku. Z mułu pochodziło ciało Adama; a czymże był muł, jak nie żyzną lepką cieczą? Oto pierwociny nasienia cielesnego. Z tchnienia Bożego pochodziła dusza Adama; a czymże było owo tchnienie, jak nie oddechem? Oto pierwociny nasienia duchowego, które wraz z cielesnym wydychamy. Już więc na samym początku dwie różne substancje, muł i oddech, zlały się z sobą w jednego człowieka, mieszając w nim zarazem swe zarodki, a przez to określając także na całą przyszłość sposób rozmnażania się rodzaju ludzkiego. Dlatego i teraz obie, choć tak odmienne, razem z człowieka wypływają, by równocześnie posiane na odpowiedniej glebie, wspólnie wydać plon w postaci nowej osoby ludzkiej, zawierającej w sobie znów dwa rodzaje zarodków, stosownie do płci, wyznaczonej z góry każdemu stworzeniu zdolnemu do rodzenia.
Tak od jednego Adama pochodzą wszystkie w ogóle dusze ludzkie, jako że natura słucha rozkazu Bożego: "Rośnijcie i rozmnażajcie się". Zresztą już w poprzednich słowach: "uczyńmy człowieka" zapowiedział Bóg właściwie także powołanie do bytu całego rodzaju ludzkiego, gdyż mówi dalej w liczbie mnogiej: "i niech panują nad rybami morskimi". Nic dziwnego, zapowiadając siejbę, zapowiedział tym samym również żniwo.
Tekst pochodzi z: Marian Michalski - "Antologia patrystyczna" t. 1, wyd. IW "PAX" Warszawa 1975, s. 239-242
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz