W dobie nieustannych ataków skierowanych wobec rodziny, a zwłaszcza wobec roli jaką w nauczaniu Kościoła spełnia rodzina, warto sięgnąć do myśli Ojców Kościoła. Pozwoli nam to zrozumieć dlaczego właśnie tradycyjna rodzina jest narażona na deprecjonowanie jej znaczenia. Zwłaszcza dla św. Jana Chryzostoma, wielkiego kaznodziei, a jednocześnie biskupa i mistyka, rodzina miała wręcz fundamentalne znaczenie.
Jan Chryzostom wielokrotnie w swoich pismach nazywa rodzinę chrześcijańską "kościołem domowym", wskazując tym samym jak bardzo jest ona podobna do kościoła, zarówno jako miejsca modlitwy, jak i wspólnoty wiernych. Nazywanie jakiejś chrześcijańskiej wspólnoty, w tym przypadku rodziny, pogrążonej w modlitwie i żyjącej według zasad Ewangelii miało swe uzasadnienie w Dziejach Apostolskich i Listach Pawłowych. Komentując teksty zawarte w tych fragmentach NT tak pisał:
" <Pozdrówcie...Nymfasa i Kościół, który gromadzi się w jego domu> (Kol 4,15). Widzisz, za jak wielkiego męża go uważa, ponieważ jego dom był Kościołem".
" <Do Filemona... i do Kościoła gromadzącego się w tym domu > (Fil 1-2)... że był on godnym podziwu wynikało z tego, iż cały jego dom był wierzący, i to tak wierzący, że mógł być nazwany Kościołem"
Podobnych wypowiedzi Jana Chryzostoma zawartych w jego komentarzach do tekstów NT mozna znaleźć wiele. Pozwalają one jednocześnie odpowiedzieć na pytanie - kiedy rodzinę można nazwać Kościołem.
Wtedy, kiedy wszyscy domownicy są wierzącymi, kiedy nauczają prawd wiary, kiedy jest otwarty na gości, kiedy jest czysty i skromny, a jego mieszkańcy nie kradnąc i nie przejawiając chciwości uczciwie zarabiają na swoje utrzymanie. Taki był ideał rodziny, najważniejszym jednak elementem jest obecność modlitwy:
"...Żar waszego ducha gorętszy jest od ognia; nie potrzebujecie zachęty, bo już przez to poświadczacie swoją gorliwość" -
Znający swoją pozycję w Kościele, biskup Konstantynopola wie że jego zadaniem jest pouczanie wiernych i zarządzanie swoimi wiernymi. W taki sam sposób postrzega także rolę ojca rodziny. Ma on obowiązek katechizować swoich domowników. Odpowiadać na ich pytania a jednocześnie tak nimi kierować aby nie ustawali w drodze ku świętości:
"To twierdzą i pogańscy pisarze, że kto dobrze rządzi we własnym domu, wnet może rządzić także państwem. Albowiem Kościół jest jakoby wielki dom. I jak w domu są synowie, żona, słudzy, a mąż ma władzę nad wszystkimi, tak i w Kościele nie ma nic innego, jak to samo: synowie, niewiasty, słudzy. A jeśli przełożony Kościoła ma wspólników rządu, to także w domu mąż ma za wspólniczkę żonę".
Zwłaszcza dzielenie się tym, co przekazane zostało wiernym przez kapłanów było naczelną troską biskupa Jana:
"Módlcie się wspólnie, razem chodźcie do kościoła, a w domu rozmawiajcie o tym, co tam było czytane i mówione" - tak zachęca swoich wiernych biskup.
Słowo Boże wysłuchane w kościele winno być starannie zapamiętane i rozważane w domu. Jan Chryzostom kładł poza tym wielki nacisk na to, by tak jak w kościele, również w domu czytano i medytowano nad tekstami Pisma Świętego. Zaleca on domową lekturę Biblii nie tylko dorosłym, ale i dzieciom. Napisał nawet specjalny traktat poświęcony temu zagadnieniu "O wychowaniu dzieci" w którym właśnie nauczanie Pisma Świętego uważa za podstawę wychowania religijnego. Proponuje nawet konkretne katechezy biblijne, zamiast mitologicznych bajek wybieranie ciekawych, odpowiednich dla dzieci opowiadań biblijnych i przekazanie ich prostym językiem, utrwalanie ich w pamięci, a potem weryfikowanie ich treści podczas nabożeństw w kościele:
"Niech dziecko nie słyszy takich bajek. A gdy się zmęczy nauką - opowiedz mu coś z historii świętej... wychowujesz przecież filozofa i obywatela nieba... Przedstaw mu to w jeden wieczór przy stole. Innym razem może mu to uczynić matka. Jeśli już więcej razy słyszało, zapytaj je: <Opowiedz mi tę historię>. Niech sobie poczytuje za zaszczyt, że może opowiedzieć... Ale nie przestań na tym, lecz zaprowadź dziecko do kościoła, zwłaszcza po przeczytaniu tego opowiadania. Zobaczysz, jak będzie się cieszyć i radować, iż już zna to opowiadanie".
Jan Chryzostom kładł niezwykle silny nacisk, aby wierni na wzór tworzonych przy kościołach zbiorów książek, nabywali także dla siebie książki religijne i tworzyli z nich biblioteki domowe, w których na pierwszym miejscu powinno znajdować się Pismo Święte. W ten sposób zachęcał:
"Nabywajcie książki jako lekarstwo dla duszy. Jeśli nie chcecie żadnej innej, to zdobądźcie sobie Nowy Testament, ... jako stałych nauczycieli. Jeśli dosięgnie cię cierpienie, szukaj w tej aptece lekarstwa na chorobę; jeśli spotka cię nieszczęście, śmierć lub strata twoich domowników, znieś to wszystko i zachowaj w duchu. Nieznajomość Pisma Świętego jest przyczyną wszelkiego zła".
Domowa lektura tych książek nie tylko poszerza ich ogólną kulturę religijną, ale i ułatwia zrozumienie liturgicznych czytań w kościele, do czego zachęca wiernych przed wyjściem na liturgię, jakkolwiek uważa, że najlepszym przygotowaniem do ich zrozumienia jest wzorowe zycie chrześcijańskie:
"Przygotowaniem zaś do zrozumienia Ewangelii nie jest nic innego, jak bardzo dobre życie".
Ubolewa przy tym, nad duchowym lenistwem swoich wiernych, na brak znajomości u nich podstawowych wydarzen biblijnych i prawd religijnych. Dobrze znają imiona tancerzy czy tez teksty świeckich piosenek, natomiast nie znają ani jednego psalmu, tłumacząc się brakiem czasu albo tym, że jest to zajęcie dla mnichów:
"Któż z was tutaj stojących potrafiłby, gdyby od niego żądano, powiedzieć z pamięci choć jeden psalm albo jakąś inną część Pisma Świętego? Nie ma nikogo takiego. Jednakże nie tylko to jest smutne, lecz także to, że będąc tak niedbałymi w sprawach duchowych, do szatańskich jesteście bardziej napaleni niż ogień.... A jaka jest obrona przeciw tym zarzutom? <Nie jestem mnichem, powiadasz, ale mam żonę i dzieci oraz staram się o dom> . To właśnie niszczy wszystko, że mniemacie, iż jedynie mnichom przystoi czytanie Pisma Świętego, podczas gdy w rzeczywistości wy potrzebujecie tego o wiele bardziej aniżeli oni. Lekarstwa potrzebują przede wszystkim ci, którzy żyją w świecie i kazdego dnia otrzymują rany. Dlatego rzeczą daleko gorszą od nieczytania Pisma w ogóle, jest uważanie tego zajęcia za zbyteczne, gdyż takie słowa są szatańskim wymysłem".
Oprócz modlitwy, lektury rodzinę do Koscioła upodabnia także panująca w niej atmosfera i realizacja tych samych celów. Podobnie jak w kościele, tak i w rodzinie chrześcijańskiej wszyscy zarówno dorośli, jak dzieci i służba, mają być traktowani na równi jak bracia, mają się wzajemnie kochać i uświęcać. Troszczyć się o taki wzór postępowania mają przede wszystkim rodzice, poprzez swój przykład i zachowanie:
?Mąż, wstawszy rano, niech myśli jedynie o tym, co czynić lub mówić, czym mógłby cały dom uczynić pobożniejszym. Z kolei żona niech jeszcze bardziej troszczy się o to, aby cały dom spełniał uczynki prowadzące do nieba. Jeśli w rzeczach doczesnych staramy się spełniać obowiązki publiczne przed sprawami domowymi, aby nie karano nas z powodu ich zaniedbania, nie wleczono na rynek i nie znieważano, tym bardziej należy tak postępować w rzeczach duchowych, aby najpierw wypełniać obowiązki względem Boga".
Tam, gdzie wszyscy starają się wypełniać godnie zwoje obowiązki, gdzie jest wzajemna troska, gdzie panuje wzajemny szacunek i poszanowanie, tam rodzina jest w pełni Kosciołem i wtedy obecny jest także w tej rodzinie któa jest jak mały kościół domowy, obecny Chrystus:
"Gdzie bowiem duchowa nauka, tam i umiarkowanie i skromność i dobroć; gdzie mąż, żona i dzieci, połączeni zgodą, przyjaźnią i węzłami cnót, tam pośrodku przebywa Chrystus".
Tak żyjąca rodzina nie tylko pomaga sobie wzajemnie, pozwalając na doskonalenie się jej czlonków, ale także wywiera pozytywny wpływ na otoczenie, dając świadectwo tej prawdzie iż nie ma większej wartości niż harmonijna rodzina. O takiej to rodzinie będącej domowym Kościołem pisze w innym miejscu biskup Jan:
"Jeśli małżonkowie żyją w zgodzie, dzieci są dobrze wychowane, a domownicy przestrzegają porządku, wówczas budują się tym także krewni, przyjaciele i sąsiedzi. Jeśli zaś jest przeciwnie, wszystko się wywraca i burzy".
Pojęcie - "rodzina kościołem domowym" było oryginalną myślą Jana Chryzostoma, niespotykaną właściwie u innych pisarzy epoki Ojców Kościoła. Przez wieki nieużywane i dopiero na Vaticanum II ponownie bardzo czesto spotykane w nauczaniu Kościoła, a zwłaszcza przez Jana Pawła II.
Jak wspaniale brzmią dzisiaj, w epoce gdy próbuje się na nowo definiować rodzinę już nie jako związek mężczyzny i kobiety, gdy zaciera się biologiczne znaczenie płci uznając że to tylko stereotyp kulturowy , to właśnie teraz słowa Jana Złotoustego brzmią jak manifest będący przesłaniem ktorego nie wolno nam zmarnować:
"W domu niech panuje i umacnia się pokój. Żona niech będzie oddana swemu mężowi, a mąż niech ma możliwość ucieczki w swojej żonie od spraw wewnętrznych i niepokojów, jak do portu, gdzie może znaleźć pociechę w każdym kłopocie. Na to dana mu jest żona do pomocy, aby rozradowany jej zachętą, był zdolny oprzeć się wszelkiemu złu, które musi znosić. I dlatego, kiedy żona jest cnotliwa i spokojna, nie tylko umacnia swego męża swoim towarzystwem, lecz jest mu pożyteczna w wielu innych sprawach. Robi wszystko dogodnym i łatwym dla niego. Nie pozwala, żeby martwił się zewnętrznymi trudnościami albo tymi, ktore powstają każdego dnia w domu. Dlatego, jak dobry zarządca, zmienia swoją mądrością każdy niepokój ducha w pogodę i przynosi pociechę swoją wielką roztropnością. Ci, którzy żyją tak zjednoczeni ze sobą, nie odczuwają ciężaru trudności. Dlatego, kiedy panuje taka zgoda i pokój, kiedy istnieje więź miłości między żoną i mężem, wszystko obróci się na dobro, a oni sami nie będą narażeni na zasadzkę, bo otoczeni są jakby murem mocnym i nie do zdobycia to jest zgodą według woli Bożej".
Korzystałem z opracowania St. Longosza - "Rodzina Kościołem domowym" - Vox Patrum 53-54 Lublin 2009, s. 281 - 312
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz