Nauka lubi porządek, a już zwłaszcza ludzie o poglądach
racjonalistycznych nieustannie podkreślają potrzebę dokładności. Problem
polega na tym, że taka dokładność nie zawsze jest możliwa, bo jak tak
naprawdę określić kiedy w dziejach świata kończy się jedna epoka a
zaczyna następna? Ale w szkołach wymaga się jednak podawania konkretnych
dat. I tak najczęściej przyjmuje się, że koniec starożytności wyznacza
kres panowania ostatniego rzymskiego cesarza Romulusa Augusta czyli rok
476. I jeszcze jedna, znamienna data ,ważna dla nas - data powstania Unii
Europejskiej związana z tzw. deklaracja Schumanna czyli rokiem 1950.
Tylko, czy tak naprawdę, są to daty które warte są zapamiętania? Czy koniec Imperium Romanum a tym samym koniec starożytności to data abdykacji ostatniego, marionetkowego cesarza?
Przenieśmy się za pomocą wyobraźni nad Ren w okolice dzisiejszej Moguncji. Oto zimowy, mroźny dzień 31 grudnia 406 roku. Na granicy rozciągającej sie wzdłuż liczącego ponad 1000 km Renu stoją liczne strażnice strzeżone przez legiony rzymskie. Za rzeką ciągną się nieprzebyte puszcze - dzika kraina zaludniona przez barbarzyńskie plemiona. Ale tej mroźnej nocy na rzymską Galię runęły zastępy trzech plemion germańskich Wandalów, Swebów i Alanów. Ta noc zmieniła na zawsze losy krajów określanych jak Zachód. Tej mroźnej nocy następuje tak naprawdę kres Rzymu i kres pax romana.
Dla współczesnych było to wydarzenie tak doniosłe, że znamy dokładnie datę dzienną tego ataku. Liczne świadectwa opowiadają o grozie tych dni. Wydawało się, że zbliża się naprawdę koniec świata. Nawet do pustelni św. Hieronima w Betlejem docierają niosące grozę relacje z tej pożogi nocy grudniowej i w r. 409 pisze on znamienne słowa: - "Co jest ocalone, jeśli ginie Rzym!"
A tak opisuje wydarzenia tamtych dni Oriencjusz biskup Auch miasta leżącego w Akwitanii czyli na południu dzisiejszej Francji:
Tylko, czy tak naprawdę, są to daty które warte są zapamiętania? Czy koniec Imperium Romanum a tym samym koniec starożytności to data abdykacji ostatniego, marionetkowego cesarza?
Przenieśmy się za pomocą wyobraźni nad Ren w okolice dzisiejszej Moguncji. Oto zimowy, mroźny dzień 31 grudnia 406 roku. Na granicy rozciągającej sie wzdłuż liczącego ponad 1000 km Renu stoją liczne strażnice strzeżone przez legiony rzymskie. Za rzeką ciągną się nieprzebyte puszcze - dzika kraina zaludniona przez barbarzyńskie plemiona. Ale tej mroźnej nocy na rzymską Galię runęły zastępy trzech plemion germańskich Wandalów, Swebów i Alanów. Ta noc zmieniła na zawsze losy krajów określanych jak Zachód. Tej mroźnej nocy następuje tak naprawdę kres Rzymu i kres pax romana.
Dla współczesnych było to wydarzenie tak doniosłe, że znamy dokładnie datę dzienną tego ataku. Liczne świadectwa opowiadają o grozie tych dni. Wydawało się, że zbliża się naprawdę koniec świata. Nawet do pustelni św. Hieronima w Betlejem docierają niosące grozę relacje z tej pożogi nocy grudniowej i w r. 409 pisze on znamienne słowa: - "Co jest ocalone, jeśli ginie Rzym!"
A tak opisuje wydarzenia tamtych dni Oriencjusz biskup Auch miasta leżącego w Akwitanii czyli na południu dzisiejszej Francji:
"Wszyscy w umęczeniu oczekują końca starego świata , a już nadchodzą jego dni ostatnie. Spójrzcie, jak szybko śmierć zwyciężyła świat i ileż potężnych ludów rzuciła na kolana siła wojny... Cała Galia dymiła jak wielki stos."
Nawała ludów określanych jako barbarzyńskie przetoczyła się przez kraje dzisiejszej zachodniej Europy jak walec. Jedynie nieliczne miasta stawiły skuteczny opór, tak jak chociażby Tuluza gdzie obroną kierował biskup Eksuperiusz. Nawet dumny Rzym musiał otworzyć bramy przed wodzem Wizygotów Alarykiem i 24 sierpnia 410 rok cały ówczesny świat obiegła hiobowa informacja - Roma capta - Rzym padł.
Negocjujący z zwycięskim wodzem przedstawiciele Rzymu usłyszeli żądania - oto jego żołnierze zabiorą z miasta wszystko co przedstawia jakąkolwiek wartość . Żądania powyższe wzbudziły gwałtowne protesty.
- Ależ - histerycznie zareagowali wysłannicy - co nam wobec tego pozostanie?
Alaryk zrobił pauzę: - "Życie".
Co jest tak naprawdę warte w świecie, który każdego dnia może przynieść zniszczenie i pożogę która zmiecie to co materialne? Czy potrzeba dopiero grozy zniszczenia aby docenić to co nieprzemijające?
Nadzieja dla ginącego rzymskiego świata i dla Europy opanowanej przez plemiona germańskie zakładające na gruzach dawnego imperium nowe państwa przyjdzie z najbardziej nieoczekiwanego kierunku.
Oto w czasie zawieruchy w r. 432 ląduje na brzegu Irlandii - wyspy leżącej poza rzymskim limesem - Patryk, samotny kapłan ale już biskup i oto dokonuje się niezwykły cud. Oto jeden człowiek w trakcie 30 lat swojej posługi dokonuje rzeczy niezwykłej. Gdy umiera w roku 461 może z dumą powiedzieć że oto zastał Irlandię pogańską a pozostawił chrześcijańską.
Kres Rzymu nie nastąpił wraz z abdykacją ostatniego cesarza - on nastąpił ostatniego dnia roku 406, podobnie jak zjednoczenie Europy nie dokonało się w 1950 roku - ono tak naprawdę dokonało się w r. 432
Dlaczego właśnie wtedy? - Otóż to właśnie Irlandczycy, a konkretnie mnisi irlandzcy, ocalili naszą cywilizację. Bo to ich dziełem było zachowanie tradycji i spuścizny cywilizacji grecko-rzymskiej. Po prostu nieustannie przepisywali księgi. I to dzięki nim znamy nie tylko pisma Ojców Kościoła, ale także wszelkich myślicieli umarłego już świata. I nawet jeżeli te pisma uważali wręcz za szkodliwe dla wiary - to jednak je przepisywali. Następne wieki, to ich nieustanna wędrówka po całej ówczesnej Europie, a w ślad za nimi na dwory nowo powstałych królestw trafiały także księgi. Nie czynili tego dla własnej chwały lecz - "pro amore Dei"
Dlaczego snuje te historyczne rozważania? Oto dzisiaj, tak jak w 406 roku za granicami dzisiejszego świata gromadzą sie cienie. Wtedy też na tereny Imperium przenikały nieliczne na razie grupy członków plemion barbarzyńskich zwabionych potęgą pieniądza i omamione dobrobytem. Podobnie dzieje się i dzisiaj i podobnie jak wtedy pozornie zjednoczona Europa przyciąga swoja potęgą finansową, złudnym pojęciem tolerancji - tylko, że podobnie jak Rzym buduje swoją potęgę nie na tradycji, na wspólnych korzeniach, tylko wręcz odwraca się od nich tyłem.
Dzisiejsza Europa uważa, że jej zjednoczenie nastąpiło dopiero w ostatnich latach wraz z podpisywaniem kolejnych traktatów, stworzeniem konstytucji i przyjmowaniem nowych krajów w swoje szeregi . Czym to się różni od rzymskich podbojów i odgórnego narzucania swojego prawa dla innych narodów?
Europa zapomniała że tak naprawdę została stworzona przez tych prostych mnichów irlandzkich o których z taką pogardą wyraził się XIX wieczny premier angielski, przedstawiciel nowego, oświeconego społeczeństwa B. Disraeli -
"Irlandczycy nienawidzą naszego porządku, naszej cywilizacji, naszego dynamicznego przemysłu, naszej czystej religii... Ich idea ludzkiego szczęścia to na przemian klanowe burdy i nieokrzesane bałwochwalstwo - czyli katolicyzm"
Czy powyższe słowa czegoś nam nie przypominają? Czy w podobny sposób dzisiejsze oświecone elity nie mówią juz nie o konkretnym narodzie, tylko w ogóle o chrześcijaństwie?
Warto zadać sobie pytania o przyszłość, i jednocześnie sięgnąć do pamięci historycznej - tym bardziej że nad zadufaną i sytą Europę ponownie nadciągają groźne chmury i ponownie tylko chrześcijaństwo stoi na straży prawdziwego humanizmu.