sobota, 28 lutego 2015

Grzegorz Wielki - Moralia ks. VIII


     Papież św. Leon Wielki w przytoczonej 9 Mowie na Wielki Post odwołuje się do słów wypowiedzianych przez Hioba:
     " Pobożny Hiob, doświadczywszy na przemian dobrej i złej woli na świecie, zbożnie i prawdziwie mawiał: "Czyż nie bojowaniem jest życie człowieka na ziemi?" (Hiob 7,1)"

      Nie tylko papież Leon odwoływał się do tych słów. Także i jego późniejszy o 150 lat następca, Grzegorz, przez potomnych obdarzony podobnie jak Leon przydomkiem Wielki tak analizował powyższe zdanie wypowiedziane przez Hioba. Warto w okresie Wielkiego Postu sięgać do wypowiedzi Ojców Kościoła analizujących nieustanną walkę dobra ze złem. Walkę, którą staczamy nieustannie.

                                              Moralia ks. VIII 

   VI.8    "Życie człowieka na ziemi to służba żołnierza" - (7,1)

     W tym miejscu w starym przekładzie życie człowieka nazwano nie służbą żołnierska, lecz pokuszeniem. Lecz jeśli weźmie się pod uwagę sens jednego i drugiego słowa, to wprawdzie brzmienie mają różne, ale znaczenie to samo. Cóż innego bowiem wyraża słowo "pokuszenie", jeśli nie walkę ze złymi duchami? A cóż oznacza służba żołnierska, jeśli nie ćwiczenia wojskowe przeciw wrogom? Przeto samo pokuszenie to jest służba żołnierska, bo gdy człowiek czuwa przeciwko zasadzkom złych duchów, niewątpliwie trwa wciąż w gotowości bojowej. Ponadto warto zauważyć, że nie mówi się tu, iż życie człowieka zawiera w sobie pokuszenie, ale twierdzi się, że ono samo jest pokuszeniem. W istocie po dobrowolnej utracie swego pierwotnego stanu, zanurzone w zgniliźnie swego zepsucia, gdy samo jest powodem swoich utrapień, w koncu samo staje się tym, co znosi. Skoro zaś poprzez upadek utraciło pierwotny stan ducha, cóż odkryło w sobie, jeśli nie skłonność do ustawicznej zmiany? Dlatego chociaż teraz zrywa się, by osiągnąć szczyty, natychmiast upada do swego własnego poziomu pod wpływem zwodniczej zmienności. Chce wytrwać w kontemplacji, ale nie jest w stanie. Usiłuje ustabilizować bieg myśli, lecz wyczerpuje się, upadając z powodu słabości. Z pewnością z własnej woli wzięło na siebie brzemię zmienności, lecz wbrew woli je dźwiga. Wolny od niepokoju człowiek mógłby podporządkować sobie ciało, gdyby, tak dobrze wyposażony przez Stwórcę, zechciał Mu się podporządkować. Kiedy zaś próbował powstać przeciw Stwórcy, natychmiast odczuł w sobie cielesne poniżenie. Od samego zaś początku wraz z winą rośnie także kara. Przychodzimy na świat z wadą słabości i niejako prowadzimy wraz z sobą wroga, którego z trudem zwyciężamy. Tak więc samo życie człowieka jest pokuszeniem; z niego właśnie rodzi się to, co może je zniszczyć. Nawet jeśli dzięki cnocie zawsze niszczy ono to, co rodzi ze swej słabości, zawsze jednak wskutek słabości musi rodzic to, co dzięki cnocie jest w stanie zniszczyć. 

    Ewagriusz z Pontu w swoim dziele zatytułowanym "O sporze z myślami"  mówi o walce jaką nieustannie musi staczać nieustannie mnich, a pośrednio także i każdy człowiek, aby dokonać swojego nawrócenia. Pisze on tak :
  "Napisałem też i zestawiłem po kolei dla każdej z pokus odpowiedzi zaczerpnięte z Pisma Świętego, niweczące owe pokusy".
   W walce tej pomocne mogą stać się także cytowane słowa Hioba, gdyż cytatem z księgi Hioba posłużył się Ewagriusz  przypominając o walce jaką stoczył Hiob i o potrzebie nieustannej czujności :
     ks. II,44 -  "Do duszy strasznie i niewymownie doświadczanej przez demona nieczystości i zdumiewającej się podczas tej pokusy oraz dziwiącej się temu, że demon ów nie wstydzi się i nie boi - "Próbę ma człowiek na ziemi, a życie jego jest jak dni najemnika" - Hi 7,1."

cyt. za: Ewagriusz z Pontu - "Pisma ascetyczne t. 2" w: Źródła monastyczne t. 36, wyd. Benedyktynów,  Kraków 2005, s. 163; 184

     VI. 9  Przeto życie ludzkie tak dalece jest pokuszeniem, że chociaż nawet nie dochodzi do popełnienia niegodziwości, to jednak w samym pełnieniu dobrych uczynków traci swój blask, czy to wskutek  pamięci o złych rzeczach, czy to w mroku pokusy, czy też wskutek zaniechania intencji. Na przykład ktoś powściągnął już ciało od rozpusty, ale wciąż nachodzą go lubieżne zjawy, ponieważ o tym, co dobrowolnie uczynił, pamięta wbrew woli i to, co uważał za rozkosz, znosi jako karę. Ponieważ zaś obawia się wrócić do przezwyciężonego grzechu, powściąga żołądek wstrzemięźliwością o dziwnej mocy, a od tej wstrzemięźliwości blednie na twarzy. Gdy zaś bladość oblicza staje się widoczna, jego budzące szacunek życie spotyka się z ludzką pochwałą. Wnet wraz ze słowami uznania próżna chwała wchodzi do serca wstrzemięźliwego człowieka, a gdy atakowana dusza nie może sobie z tym poradzić, stara się zetrzeć z twarzy ową bladość, przez którą zyskała uznanie. Wskutek tego, skrępowana więzami słabości, albo ucieka przed bladością pochodzącą ze wstrzemięźliwości i boi się, że folgując apetytowi znów ulegnie rozpuście, albo przezwycięża skłonność do rozpusty przy pomocy wstrzemięźliwości i leka się, że bladość zaskarbi jej próżną chwałę. Ktoś inny przezwyciężył już wadę pychy, już wielce tego pragnąc, przyswoił sobie postawę pokory, lecz gdy ujrzał jakichś pyszałków posuwających się aż do przemocy nad niewinnymi, ogarnięty duchem gorliwości poczuł się zmuszony odłożyć na pewien czas to, co wprzód postanowił: "używa siły w imię słuszności i porzuciwszy łagodność sprzeciwia się niegodziwcom nie w duchu łagodności, lecz mocą swej władzy". Toteż często tak się zdarza, że albo mając upodobanie w pokorze, rezygnuje z gorliwości w słusznej sprawie, albo - przeciwnie - gwałci pod wpływem gorliwości w słusznej sprawie dążenie do pokory, które już posiadł. A ponieważ nie potrafi zachować jednocześnie gorliwej powagi i postanowionej pokory, człowiek w rozterce tak dalece nie poznaje sam siebie, że przeżywa wielką wątpliwość, czy do kuszonego serca nie wkrada się pycha z powodu gorliwości, albo czy strachem podszyta gnuśność nie udaje pokory. Jeszcze inny, rozważając wielkość grzechu obłudy, postanawia umocnić się w twierdzy prawdy, aby z ust jego nie wyszła już fałszywa mowa, i odcina się od występku kłamstwa. Niemniej jednak często tak bywa, że wypowiedziana prawda może zranić bliźniego. Właśnie więc gdy ktoś lęka się, że obrazi drugiego, w trosce o szlachetność powraca niejako do tego, co niedawno piętnował jako grzech obłudy. I tak, choć nieprawość nie opanowała umysłu, to jednak cień kłamstwa pada na strumień prawdy. Toteż ktoś zapytany nie jest czasem w stanie milczeć i albo mówiąc nieprawdę, gubi swoją duszę, albo mówiąc prawdę, zatruwa życie bliźniego. Jeszcze inny pod wpływem miłości do Stwórcy dba o to, żeby dzięki nieustannej modlitwie trzymać umysł z dala od ziemskich zamysłów i dać mu na ustroniu bezpieczną kwaterę, lecz w największym uniesieniu modlitewnym, gdy usiłuje wzlecieć nad rzeczy niskie, spychają go w dół obrazy rzeczy przyziemnych. Stara się zwrócić oczy umysłu ku światłu, ale zostaje zaćmiony wyobrażeniami rzeczy przyziemnych wyrastającymi z potrzeb cielesnych. Dlatego często się zdarza, że duch starającego się człowieka, pokonany własną słabością, albo gnuśnieje, poniechawszy modlitwy, albo, gdy długo trwa na modlitwie, pojawia się przed jego oczyma gęsta mgła obrazów. 

     VI.10  Słusznie zatem powiedziano: "Pokuszeniem jest życie człowieka na ziemi", skoro także w tym znajduje on winę i upadek, w czym, jak sądził, osiągnął postęp i wzrost. Umysł wstydzi się z powodu tego, przez co usiłował uwolnić się od wstydu, i powraca do siebie samego, zawrócony z drogi przez to, dzięki czemu, już opanowany i pojednany z sobą, sam siebie przewyższył. Ktoś nie okazuje zainteresowania  nauką prawa Bożego, a własna niewiedza przytłacza go tak, że nie robi nic dla osiągnięcia zbawienia. Ktoś inny posiada znajomość prawa Bożego, lecz ucieszony, że dopisuje mu rozum bardziej niż drugim, marnuje otrzymany dar rozumu, ponieważ czerpie nadmierną radość z osobistego zadowolenia. Na sądzie okazuje się gorszy od innych z tego samego powodu, z którego do czasu wydawał się od innych sławniejszy. Jednego nie umacniają dary cnót i na domiar złego schodzi on nawet z prostej drogi słuszności. Uważając się za pozbawionego darów niebieskich, czyni nieprawość tym bardziej beztrosko, że nie rozumie wzniosłych obowiązków z Bożej łaski. Innego przepełnia duch proroctwa, wznosi go ku wiedzy o przyszłości, rzeczy przyszłe ukazuje mu jako już się dziejące. Niemniej jednak, gdy w wielu wypadkach wznosi się ponad siebie w rzetelnym przewidywaniu przyszłości, umysł opanowany przez zarozumiałość wyobraża sobie, że prorocze zdolności, których na zawsze posiadać nie można, zawsze będą mu dopisywać. A gdy mniema, że wszystko, co czuje jest proroctwem, przypisuje sobie (ten dar) nawet wtedy, gdy go nie posiada, więc traci go nawet w tej mierze, w jakiej mógł go posiadać. I bywa tak, że gdy inni się zasłużą, on staje się smutny z tego samego powodu, z którego według powszechnej opinii z radością dzierżył pierwszeństwo. Tak więc: "Pokuszeniem jest życie człowieka na ziemi", bo albo z daleka od cnót nie potrafi dosięgnąć nagrody, albo wzbogacony duchowymi darami niekiedy upada pod ciężarem własnych cnót.  


     Tekst pochodzi z:  Św. Grzegorz Wielki - "Moralia. Komentarz do ks. Hioba t. 2" w:  Źródła monastyczne  t. 41 wyd. Benedyktynów, Kraków 2006, s. 148 - 153  

środa, 18 lutego 2015

Leon Wielki - Mowa na Wielki Post 9

  Wśród wielu zachowanych mów papieża Leona Wielkiego szczególne miejsce zajmuje 12 mów na Wielki Post. Nie znamy dokładnej daty ich powstania. Przypuszcza się że mogły powstać podczas pierwszych 10 lat pontyfikatu a więc w latach 440-450.
   Jak duże znaczenie ma ten okres dla chrześcijanina może świadczyć to, że według Leona  okres Wielkiego Postu został ustanowiony przez Apostołów natchnionych przez Ducha Świętego. Tak więc okres ten  z racji swojego pochodzenia zarówno Boskiego jak i apostolskiego, o czym mówi papiez w początkowych słowach swojej 4 mowy na Wielki Post:

    "Najmilsi! Czyż mógłbym odpowiedniej rozpocząć - mając przemówić do was na temat Wielkiego a tak świętego postu - niż słowy Apostoła? Chrystus przez jego usta mówił.Powtarzając więc za nim, co przed chwilą odczytano, powiadam: "oto teraz czas pożądany, oto teraz czas zbawienia" - 2 Kor 6,2"

  jest okresem który słusznie zasługuje na miano Wielkiego - jest on bowiem świętym, uroczystym okresem w trakcie którego poprzez praktykowanie postu i wstrzemięźliwości przygotowujemy się do właściwego przeżycia Paschy - centrum naszej wiary.
   Oddajmy więc głos papieżowi:

                        
                                                 Mowa 47 - Na Wielki Post 9

     1. Najmilsi! Wiadomo, że pośród  uroczystości chrześcijańskich tajemnica wielkanocna ma pierwszeństwo przed wszystkimi. Na godny i odpowiedni jej obchód przygotowują nas urządzenia całego roku. Ale największej pobożności wymagają dni obecne. Stawiają nas one, jak sobie uprzytomnimy, przed progiem tej najwznioślejszej tajemnicy Bożego miłosierdzia. Słusznie na ten czas święci Apostołowie z natchnienia Ducha Św. zarządzili większe posty. Przez uczestnictwo w noszeniu Krzyża Chrystusa i my także mamy czynić coś z tego, co On dla nas uczynił. W tym sensie wyraża się Apostoł: "jeżeli z nim razem cierpimy, abyśmy z nim razem i uwielbieni byli" (Rzym 8,17). Udział w cierpieniu Pana jest najpewniejszą rękojmią udziału w obiecanej szczęśliwości. Nikomu, najmilsi, warunki czasu nie odmawiają uczestniczenia w tej chwale, wbrew mniemaniu jakoby pokój niezamącony prześladowaniami nie nastręczał sposobności do mężnej cnoty. Pouczające pod tym względem są słowa Apostoła, mówiącego: "wszyscy, którzy chcą żyć pobożnie w Chrystusie, prześladowanie cierpieć będą" ( 2 Tym 3,12), czyli, że nie zabraknie nigdy ucisku prześladowań tam, gdzie nie zabraknie praktykowania pobożności. Sam Pan zaś powiada w swych napomnieniach: "kto nie bierze krzyża swego i nie naśladuje mnie, nie jest mnie godzien" (Mt 10,38). Powiedzenie to dotyczy bez wątpienia nie tylko uczniów Chrystusowych, ale i każdego z wiernych z osobna i całego Kościoła. W Apostołach, obecnych wtedy przy nim, cały Kościół posłyszał, co mu wychodzi na zbawienie. Jak więc po wszystkie czasy należy żyć pobożnie, tak też po wszystkie czasy trzeba krzyż nosić. Słusznie zaś mówi się o "swoim krzyżu", każdy bowiem dźwiga krzyż swojego rodzaju i rozmiaru. Jedna jest nazwa prześladowania, ale nie jeden bywa powód ścierania się, i niebezpieczniejszym, niż otwarty wróg, jest napastnik, działający z zasadzki. Pobożny Hiob, doświadczywszy na przemian dobrej i złej woli na świecie, zbożnie i prawdziwie mawiał: "Czyż nie bojowaniem jest życie człowieka na ziemi?" (Hiob 7,1). Boć nie same tylko cielesne cierpienia i udręki biją w człowieka wierzącego. I zdrowego na ciele trapi ciężka choroba, gdy zmysłowej żądzy pozwoli siebie rozhartować. Roztropna dusza - gdy "ciało pożąda przeciw duchowi, a duch przeciw ciału" (Gal 5,17) - krzyżem Chrystusa odpiera kazdy wabik szkodliwych żądz, ponieważ sama przeszyta jest gwoździem wstrzemięźliwości i bojaźnią Bożą (Ps 118,120). Ale za swoją niezłomność w dobrem spotka się ona z wrogą postawą u tych, co inaczej, niż ona, myślą, i ulegają podszeptom szatana. Nienawidzą oni po prostu ludzi prawych, ponieważ w zestawieniu z nimi swoją opinię, już zaszarganą złymi obyczajami, tracą jeszcze bardziej. Niegodziwi nie dadzą więc spokoju sprawiedliwym, pijacy nie przepuszczą trzeźwym, kłamcy nie zgodzą się nigdy z rzetelnymi, pyszni nie ścierpią łagodnych, butni - skromnych, chciwcy - szczodrą mających rękę. A z tych przeciwieństw tak ostre powstaną tarcia, że choćby one na zewnątrz przycichły, to na dnie dusz pobożnych długo pozostawią niepokój. Sprawdza się tedy, że ci, co "chcą żyć pobożnie w Chrystusie, prześladowanie cierpieć będą" ( 2 Tym 3,12), sprawdza się i to, że przez całe życie bojować musimy (Hiob 7,1). Już więc na podstawie osobistych doświadczeń każdy wierny winien się uzbrajać krzyżem Chrystusowym, aby był godnym Chrystusa.

     2.  Na takich jednak, najmilsi, co bojowaniem zdobywają nagrodę wieczną, chytry szatan zasadza się przede wszystkim w ten sposób, że podkopuje w nich wiarę, nie mogąc od razu zniszczyć ich prawości. Boć na manowce zejdzie każdy, kto da się odwieść od wyznawania prawdy, i z biegiem czasu całkiem w nich się zagubi. Im dalej odbije się od światła katolicyzmu, tym bliższy będzie śmierci. I za naszych czasów doznają tego nieoględnie na sobie ci, co z ducha dawno już pogrzebanego i potępionego błędu snują na nowo starą niedorzeczność. Ośmielają się oni zaprzeczać dwojaką naturę Chrystusa, jedni, twierdząc, że nie przyjął na siebie prawdziwego ciała, inni, że bóstwo w ciało się w nim obróciło. W ten sposób według Manesa nie byłoby zmartwychwstania, jeśli nie mogło być cierpienia; podług Apolinarisa zaś samo bóstwo Słowa podległoby zmianie, stając się cierpiętliwym. A cóż to jest tak myśleć i tak nauczać lud chrześcijański? Nie jestże to samo, co burzyć same podstawy naszej religii? Nie jestże to przeczyć, że prawdziwy Syn Boży jest też prawdziwym synem człowieczym?!
     Wszak w Nim jedynie jest zbawienie świata. Tak świadczy zakon, tak poręczają spełnione proroctwa, tak głoszą światu wszystkie figury Starego Testamentu. Nie ma przeto wątpliwości, że owa tajemnica miłosierdzia często i od dawna oznajmiana, spełniła się w czasie z góry postanowionym. Wprawdzie odkąd "Słowo ciałem się stało" (J 1,14), bóstwo i człowieczeństwo tak się jednoczą w osobie Chrystusa, że obie jego natury działają nierozdzielnie, jednak prawdziwa Ewangelia lubi bardzo często nazywać go "synem człowieczym" głosząc równocześnie, że jest synem Bożym. Omawiając różne rzeczy, bądź człowieczeństwu, bądź boskości własne, pod nazwą syna człowieczego wspomina jedne i drugie, nie rozróżniając. Czyni zaś tak dlatego, aby człowiek wierzący, wyznając Boga-Człowieka w Panu naszym Jezusie Chrystusie, narodzonym z Maryi Panny, nie wahał się uznawać tak ludzkiej natury w Bogu, jak boskiej w człowieku, a więc, że i w Słowie jest prawdziwie niskie człowieczeństwo przyjętego, i w ciele prawdziwy majestat Boga przyjmującego.

   3. Niechaj wam, najmilsi, wystarczy to krótkie omówienie Wcielenia Słowa z okazji tego święta wielkanocnego, na które winniśmy się przygotować, oczyszczając serca. Zresztą niejednokrotnieśmy was o nim pouczali. Teraz zaś zwracam waszą uwagę, pobożni słuchacze, na to, czego żąda chwila obecna, zachęcając mianowicie, abyście ten święty i zbawienny post zdobili uczynkami miłości. Ponieważ zaś przede wszystkim starać się należy o przebaczenie grzechów, możecie być pewni że dostąpicie miłosierdzia, jeżeli sami przebaczycie wszelkie urazy swoim podwładnym. Przystoi bowiem, aby ludy Boże szły na tak wielkie święto z pokojem i pojednaniem w sercach. Jeżeli w te dni nawet sądy publiczne zmniejszają surowość kar i ich wymiar, jakżeż łagodnieć winny serca chrześcijan! Ich powinnością raczej jest starać się usilnie, by nikt nie cierpiał od chłodu i głodu, nikt nie przymierał z nędzy lub marniał z przygnębienia, by nie było skutych w kajdany i zamkniętych w więzieniach. Choćby największe były powody do uraz, człowiek nie tyle ma sobie zaprzątać głowę wielkością cudzej przewiny, ile uprzytomnieć sobie, że jest takim samym, jak inni człowiekiem, i że od tego, jak bliźniego osądza, zależy, czy sam dostąpi miłosierdzia u Sędziego Boga. A "błogosławieni miłosierni" (Mt 5,7), ponieważ nad nimi zmiłuje się Bóg. On, co żyje i króluje na wieki wieków. Amen. 


Św. Leon Wielki - Mowa 47 w:  Św. Leon Wielki - Mowy, Księgarnia św. Wojciecha, Poznań 1957, s. 210 - 214